🦇 Strach Przed Smiercia Jest Gorszy Niz Ona Sama
4. Porażka to krok na drodze do sukcesu. 1. Zmień podejście. W sytuacjach, które są dla nas szansą, ale wiążą się też z ryzykiem, zwykle skupiamy się właśnie na ryzyku, a nie na szansie. Bez względu na to, czy chodzi o ważny egzamin czy publiczny występ, najczęściej wizualizujemy sobie wszelkie najgorsze scenariusze.
zapytał(a) o 21:47 Czy strach przed śmiercią ma sens? Przecież i tak czeka ona każdego z nas... Czy jest się czego bać?Tak się zastanawiam, bo chcę popełnić samobójstwo, ale , heh:/ Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 22:17 Moim zdaniem wraz ze śmiercią nasze życie się kończy. Nie ma sensu bać się śmierci, bo kiedy żyjemy śmierci nie ma. Kiedy jest śmierć nie ma nas."Tak się zastanawiam, bo chcę popełnić samobójstwo, ale , heh:/"Człowiek w takich wypadkach kieruje się instynktem przeżycia, dlatego tak trudno się zabić. Oczywiście, że ma sens. Bez niego padalibyśmy jak muchy w ogóle nie dbając o to, by troszczyć się o własne bezpieczeństwo. Możliwe, że kiedyś żyli ludzie, którzy nie posiadali strachu przed śmiercią. Gdzie są teraz? Nie mówiąc, tylko strach przed śmiercią motywuje nas do jak najwydajniejszego życia, do rozwoju. Ktoś może mówić, że i tak umrzemy. Racja, ale to nie odbiera wartości życiu, wręcz przeciwnie. Gdybyśmy byli nieśmiertelni życie nie było by żadną wartością. Jaką wartość mają np. paznokcie? Żadną, każdy je ma. Śmierć nadaje sens życiu, sama będąc wartością negatywną stawia życie na przeciwstawnym, pozytywnym biegunie. Strach przed śmiercią jest tyle naturalny co bezsensowny. Wszak dotyka to każdego, a po śmierci możemy liczyć na zbawienie i życie samobójstwo to zło, i rzecz bezsensowna jeszcze bardziej, szczególnie, że to tylko kaprys głupiej nastolatki nieumiejącej docenić tego co ma! blocked odpowiedział(a) o 20:00 kilka razy i ja o tym myślałem, ale doszedłem do wniosku, że życie jest zbyt cenne, bo co zabije się i koniec. Głupio tak. Kilka rzeczy jednak daje radość i dla nich warto żyć:) A kto wie czy w przyszłości nie czeka mnie coś jeszcze lepszego.. Ważne żeby mieć cel w życiu Nie życie to najlepsze co mogłaś dostać fℓунιgн odpowiedział(a) o 21:57 Moim zdaniem nie, gdyż strach przed śmiercią to według mnie to samo co strach przed całym życiem ponieważ pod koniec i tak cie to czeka. A więc tak naprawde całe życie będziesz żyć w strachu. Jesajdu odpowiedział(a) o 22:08 Nie ma. Gdyby był i każdy człowiek myślałby tylko o tym, że umrą nikt by nic nie osiągnął. Bo po co? I tak kiedyś zginą. blocked odpowiedział(a) o 22:16 nie! śmierć czeka każdego z nas i niema się co bać! Nie, tak czy siak do każdego strach przed sposobem w jaki się umrze to co z tym samobójstwem to nie jest mają na pewno większe problemy od Ciebie i jakoś żyją. Może i nie ma, bo tak jak napisałaś ,, każdego z nas to czeka ", no ale strach jest nieunikniony. Zawsze człowiek boi się tego, czego nie zna. A śmierci nie znamy. Nie wiemy jak to jest, co tam jest itd. A Tobie radze Psychologa. blocked odpowiedział(a) o 18:55 Moim zdaniem nie ma sensu. Chociaż z drugiej strony człowiek boi się tego, co jest mu nieznane. Jednak całe swoje życie mamy na to, by się do śmierci chyba nie ale i tak nie wiadomo co nas w życiu czeka zawsze warto zaczekać może będziesz miliarderką może nie ,, sprawić by liczył się każdy dzień '' moni3ka odpowiedział(a) o 21:52 Dlaczego chcesz sie zabić.?To nie ma sensu...[CENZURA] zycie nie ma senu... chcesz popełnić samobójstwo i informujesz wszystkich o tym na forum w internecie? aha, brawo... i tak zdechniemy, prędzej czy później. blocked odpowiedział(a) o 21:06 Jak się zabijesz to będzi ejedną idiotkę mniej... Uważasz, że ktoś się myli? lub
Śmierć: Czyż twierdzenie, które nie jest podparte dowodami, nie jest wiarą? Ateista: Niektóre twierdzenia nie potrzebują dowodów, aby były prawdziwe, ponieważ wynikają one z ogólniejszych naukowych zasad.
Od bardzo dawna męczą mnie dziwne omamy. Widzę zjawy, słyszę głos diabła namawiający mnie do śmierci. Znajduję się na cmentarzu, widzę swój grób. To przeżycie można opisać jak coś w rodzaju snu na jawie. Jestem wszystkiego świadoma, ale nie umiem nad tym zapanować. Czy jestem chora? Czy można na to coś zaradzić? I czy jestem jakimś odosobnionym przypadkiem czy są ludzie z takimi samymi problemami? KOBIETA ponad rok temu Leczenie choroby afektywnej dwubiegunowej Witam serdecznie! Opisywane przez Ciebie objawy są dość niepokojące i wymagają diagnozy, aby ustalić ich dokładny charakter oraz przyczynę. Byłoby najlepiej, gdybyś zgłosiła się w tym celu do psychiatry. Psychiatra porozmawia z Tobą i w razie potrzeby zleci dodatkowe badania. W nasilonym lęku mogą pojawić się przemijające, krótkotrwałe złudzenia (np. cień za oknem może być interpretowany jako cień złoczyńcy). Serdecznie pozdrawiam 0 Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych znajdziesz do nich odnośniki: Czytałam o schizofrenii i widzę, że mam kilka jej objawów - czy to może być to? – odpowiada Agnieszka Jamroży Jak pokonać strach przed śmiercią rodziców? – odpowiada Magdalena Pikulska Dlaczego mam wrażenie, że w nocy ktoś jest w moim pokoju? – odpowiada Agnieszka Jamroży Myśli samobójcze i strach przed śmiercią – odpowiada Mgr Katarzyna Kulczycka Mam duży strach w sobie, najgorzej jest nocą, nie mogę spać i boję się ciemności – odpowiada Agnieszka Jamroży Mam wrażenie, że słyszę głosy – odpowiada Lek. Jan Karol Cichecki Uporczywy lęk przed śmiercią – odpowiada Mgr Kamila Drozd Lęk przed śmiercią, moje dwa różne światy - z czego to może wynikać? – odpowiada Mgr Magdalena Boniuk Dlaczego przed zaśnięciem słyszę krzyki? – odpowiada Agnieszka Jamroży Lęk przed śmiercią u 20-latki – odpowiada Mgr Joanna Kołodziejczyk artykuły
I to jest najgorsze. Wiem, że sama się wtedy napedzam i że kółko wówczas się zamyka. Ale jak już zacznę się żle czuc to mam wrażenie że mój organizm razem z mózgiem zmienia tor i przestaje mnie słuchać. Jest panem a ja mam się męczyć. I tak mnie właśnie dzisiaj dopadło. Siedzę i pisząc próbuję się uspokoić.
Dołączył: 2019-12-19 Miasto: warszawa Liczba postów: 62 27 grudnia 2019, 20:09 Kochani, czy to normalne, każdy tak ma czy ze mną jest cos nie tak?Mam w sobie paniczny strach przed śmiercią męża..niczego sie tak w życiu nie boje jak tego. Niczego. Jesteśmy młodzi, zdrowi, a ja potrafię sobie to wyobrażać kilka razy w tygodniu. Jak go przy mnie nie ma i dłużej sie nie odzywa, bo jest zajety w pracy, potrafię wpaść w panike, ze cos moglo mu sie stac. To jest moj najwiekszy koszmar, największy. Potrafię w nocy sie obudzic i sprawdzic czy jest i czy oddycha. Tak bardzo go kocham, ze nie umiem juz sobie wyobrazic, ze cos mogloby sie mu stac. To jakas paranoja, ktora mnie wykańcza. Potrafie sobie wyobrazic zycie bez innych moich bliskich, ale nie bez niego. Dołączył: 2010-01-03 Miasto: Panama Liczba postów: 10681 27 grudnia 2019, 20:22 Normalne to na pewno nie jest, ale mam dokładnie tak samo i również bardzo mnie to męczy. :/ Liandra 27 grudnia 2019, 20:25 Nie wiem czy aż takie nasilenie lęku jest dobre, ale od czasu do czasu chyba każdy je w którymś momencie życia też miałam taki niepokój, zupełnie irracjonalny-ciagle obawiałam się, że maż zginie w wypadku samochodowym w drodze do odsuwałam od siebie takie myśli i przeszło mi dość szybko. Jeśli ty masz ten lęk ciągle, to może warto poradzić się psychologa? awokdas 27 grudnia 2019, 20:26 ja tak mialam z praca taty, jako dziecko prawie codziennie w pewnym okresie czasu mialam koszmary, ze straci prace, tak sobie to wkrecilam, ze chyba "wykrakalam" w w efekcie sie to stalo (na szczęście wtedy zalapal sie na wczesniejsza emeryture). Wiec nie mysl o tym moze... Dołączył: 2018-10-07 Miasto: Liczba postów: 6774 27 grudnia 2019, 20:26 Też czasem tak mam ale staram się z tym walczyć , wiem że człowiek potrafi znieść więcej niż jest w stanie to sobie wyobrazić Dołączył: 2014-04-16 Miasto: Łódź Liczba postów: 19475 27 grudnia 2019, 20:32 Widzę że nie jestem w tym sama. Ptaky 27 grudnia 2019, 20:35 Też czasem tak mam ale staram się z tym walczyć , wiem że człowiek potrafi znieść więcej niż jest w stanie to sobie wyobrazićTrue Dołączył: 2009-11-11 Miasto: Melbourne Liczba postów: 15311 27 grudnia 2019, 20:52 Niestety też tak mam. Dołączył: 2010-02-15 Miasto: Forest Liczba postów: 3128 27 grudnia 2019, 21:21 Mam to samo, może nie aż w takim stopni, ale lęk jest spory i dzień w dzień się złapie na tym, że ma takie czarne myśli... bardzo męczące. Alicja19900 Dołączył: 2016-07-29 Miasto: Yeti Liczba postów: 1940 27 grudnia 2019, 21:38 Tez tak mam. Nie mogę słuchać bicia jego serca bo zaraz wyobrażam sobie że kiedyś tego dźwięku nie usłyszę i wpadam w panikę i ryczę. Boję się zarówno tego że zostanę sama w wielkim domu ma odludziu albo że on tam zostanie sam i że sobie nie poradzi... Załamka...
Skutki utraty pracy. Najważniejszym skutkiem braku pracy jest gorszy status materialny. Bardzo szybko kończą się oszczędności, a my coraz bardziej desperacko poszukujemy nowego zajęcia, tracąc przy tym radość życia. Taki stan może przyczyniać się do bardzo poważnych kłopotów, np: apatii.
Pytanie Odpowiedź Nawet najpewniejszy, oddany wierzący może czasem odczuwać strach przed śmiercią. Oczywiście naturalne jest pragnienie uniknięcia śmierci. A sama śmierć nie była też w oryginalnym planie Boga względem jego stworzenia. Zostaliśmy powołani do bycia świętymi, żyjąc w raju w intymnej relacji z Bogiem. Wprowadzenie śmierci było nieuniknionym następstwem wejścia grzechu na świat. To łaska, że umieramy. Gdyby tak nie było, to musielibyśmy żyć w grzesznym świecie na wieki. Świadomość tych rzeczy wcale niekoniecznie musi być sprzeczna z obawą na myśl o własnej śmiertelności. Kruchość naszej fizyczności i przykłady nagłego zakończenia życia są przypomnieniem tego, że nie mamy kontroli nad większym, niebezpiecznym światem. Nasza wielka nadzieja pochodzi z tego, że Ten który jest w nas większy jest niż ten, który jest w świecie (1 Jana I On poszedł, aby przygotować dla nas miejsce, abyśmy mogli przebywać z nim w wieczności (Ew. Jana Rozważenie kilku praktycznych kwestii związanych z tym tematem może okazać się pomocne. Kilka myśli związanych ze śmiercią może potencjalnie wywołać uczucie strachu. Na szczęście Bóg ma na nie odpowiedzi. Strach przed nieznanym Jakie to uczucie gdy umieramy? Co możemy widzieć, gdy uchodzi z nas życie? Jak przebiega ten proces? Czy ma to jakikolwiek związek z tym, co podają ludzie o jasnym światełku? Grupie bliskich? Nikt dokładnie nie wie jakie uczucie towarzyszy umieraniu, ale Biblia opisuje to, co się dzieje. 2 Koryntian i Filipian mówią, że gdy opuszczamy nasze ciało, idziemy do domu Pana. Jaka pocieszająca jest to myśl! Pozostaniemy w takim stanie, aż do chwili przyjścia Chrystusa i zmartwychwstania wierzących (1 Koryntian gdy otrzymamy nowe, uwielbione ciało. Obawa przed utratą kontroli Do czasu, gdy ludzie osiągają dojrzałość, zdobywają dość bogatą wiedzę na temat tego jak funkcjonować w otaczającym świecie. Wiedzą jak znaleźć to, czego potrzebują, dostać się tam, gdzie chcą być i jak współdziałać z innymi w sposób, który będzie zgodny z ich zamierzeniami. Wielu, nawet tych, którzy wyznaje swoją wiarę w Boga, tak bardzo obawia się, że nie zdobędzie tego, co im się wydaje bardzo potrzebne, że posuwają się do wpływania na okoliczności i innych ludzi, aby uzyskać pożądane korzyści. Każdy z nas spotkał w swoim życiu kobiety i mężczyzn, którzy dopuścili się złych rzeczy z obawy przed czymś. Nie ufają Bogu w kwestii Jego zaopatrzenia ich potrzeb, co sprawia, że sami postanawiają się o wszystko troszczyć. Nie ufają innym na tyle, by o nich zadbać, więc domagają się tego, co w ich przekonaniu jest im potrzebne. O ile bardziej muszą się bać utraty kontroli w kwestii ich własnej śmierci! Tak jak Jezus powiedział Piotrowi, opisując sposób w jaki umrze, „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (Ew. Jana Zanim Piotr otrzymał to ostrzeżenie, to z powodu strachu wyparł się Jezusa. Po tym jednak jak Jezus wstąpił do nieba, Piotr stał się nowym człowiekiem- osobą, dla której pasja przesłania ewangelii Chrystusa przewyższała jego potrzebę kontrolowania okoliczności (Dzieje Apostolskie Sam Duch Święty obdarzył go siłą do tego, by zmierzyć się z wszelkimi wyzwaniami, jakie stanęły na jego drodze. Strach związany z pozostawieniem bliskich Chrześcijański pogląd na temat śmierci związany jest z „oddzieleniem.” Ostateczna śmierć jest oddzieleniem od Boga. Podczas śmierci fizycznej, na krótki czas zostajemy oddzieleni od tych, których kochamy, których pozostawiamy na ziemi. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, to wiemy, że oddzielenie to jest krótkie w porównaniu z wiecznością. Jeśli jednak nie jesteśmy chrześcijanami, to tak się z nami nie stanie. Naszym celem wówczas jest wykorzystanie czasu jaki nam pozostał do tego, aby rozmawiać z niewierzącymi o tym, gdzie pójdą po swojej śmierci. Ostatecznie odpowiedzialność podjęcia tej decyzji spoczywa na nich. Obawa przed samym umieraniem Jedynie nieliczni wiedzą jak umrą. Czy będzie to szybka i bezbolesna śmierć w śnie, czy też długie cierpienie w chorobie- pozostaje zagadką, a przez to, że nie możemy się w żaden sposób na to przygotować, napawa nas strachem. A nawet jeśli wiemy, bo usłyszeliśmy diagnozę śmiertelnej choroby, to wciąż możemy odczuwać lęk. Ale jest to jedynie chwila. Moment, który nastąpił w życiu lub przyjdzie niedługo na każdego z nas. Chrześcijanie mogą powoływać się na Filipian „Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa. Który przemieni znikome ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego ciała swego, tą mocą, którą też wszystko poddać sobie może.” Poniżej zamieszczamy kilka wskazówek, które mogą być pomocne w przezwyciężaniu strachu, jak również przygotować siebie oraz bliskich na śmierć. Pokonywanie lęku przed śmiercią- praktyczne wskazówki Wiele ludzi wierzy, że nie powinni umrzeć ponieważ mają wiele powodów dla których mogą żyć. Często dotyczy to wielu zobowiązań i niedokończonych interesów, którymi nie miałby się kto zająć gdyby ich zabrakło. Ale fakt, że spoczywa na tobie wiele obowiązków nie uchroni cię przed śmiercią, jeśli to jest ten moment. Przygotowanie wcześniej planów może pomóc tobie w przezwyciężeniu strachu. Jeśli masz jakieś sprawy do załatwienia czy dzieci albo inne osoby, o których musisz się zatroszczyć, pomyśl o ich dobru. Zastanów się, kto mógłby podjąć się opieki nad nimi zamiast ciebie i zaplanuj to z tą osobą. Sporządź testament. Upewnij się, że wszystkie sprawy papierkowe są uporządkowane i łatwo je znaleźć. Napraw wszystkie zniszczone relacje zanim będzie na to za późno. Ale nie żyj tylko po to by zaplanować umieranie. Istnieje różnica pomiędzy podjęciem stosownych kroków w tym procesie, a obsesją na temat umierania. Przezwyciężanie strachu śmierci- właściwe postępowanie Jeśli masz silne przekonanie o tym, co chciałbyś aby się z tobą stało, wyraź to otwarcie. Całkiem możliwe, że podczas choroby czy dolegliwości, utracisz kontrolę nad sytuacją i nie będziesz w stanie wyrazić swojego życzenia. Spraw aby ci, którzy są najbliżej ciebie wiedzieli czego pragniesz- albo przynajmniej powiedz im gdzie to jest zapisane. Wybierz kogoś komu ufasz do tego, aby był upoważniony do podejmowania decyzji za ciebie, gdy już nie będziesz w stanie tego uczynić. Przezwyciężanie strachu śmierci- Kroki „duchowe” Najważniejsza rzecz o jakiej powinniśmy pamiętać w odniesieniu do śmierci dotyczy prawdy o samym życiu. Kochasz swoją rodzinę i troszczysz się o nich, ale Bóg kocha ich jeszcze bardziej. Możesz obawiać się o kwestie prawne swojego życia doczesnego, ale Bóg jest bardziej przejęty perspektywą niebiańską. Żadne sprawy świata doczesnego nie przyniosą pokoju umysłu: kwestia relacji (zamieszkania) z Bogiem. W trakcie naszego codziennego życia, trudno jest pamiętać o tym, że to co jest tutaj na ziemi jest tymczasowe. 1 Jana mówi: „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata. I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.” Jak dobrze uświadamiamy sobie, że musimy pozostawać w Synu i w Ojcu (1 Jana Pozostawanie w prawdzie jego Słowa, zawierzenie jego słowom odnośnie nas samych i otaczającego świata, pozwoli nam zachować właściwą perspektywę względem tego świata i tego, co nas czeka. Jeśli potrafimy zachować tą wieczną pespektywę, to będziemy umieli wypełniać słowa z 1 Jana „Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy. Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał. Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest.” To będzie tak oczywiste, że nie należymy do tego świata, że inni będą mogli to również w nas dostrzec. Tak bardzo będziemy przejęci faktem, że jesteśmy dziećmi Bożymi, że będziemy zabiegać o to, by któregoś dnia rzeczywiście być jak Chrystus i widzieć go takim jaki jest. English Powrót na polską stronę główną Jak mogę przezwyciężyć strach przed śmiercią? Jak mogę przestać się bać umierania?
Lęk przed drugim człowiekiem, lęk przed porażką, lęk przed samym sobą, lęk przed chorobą, lęk o przyszłość… Strach niejednokrotnie staje się naszym najgorszym wrogiem, gdy wprasza się do naszego życia pod wieloma postaciami. Oto porady, które pozwolą go pokonać. Strach jest jedną z charakterystycznych postaw człowieka.
Prof. Zbigniew Mikołejko o tym, jak współczesna kultura zagłusza, a zarazem eksploatuje lęk przed śmiercią. Joanna Podgórska: – Często mówi pan o sobie – żartem, mam nadzieję – jako o starcu stojącym już nad popielnikiem. Ładnie to tak w czasach kultu młodości?Prof. Zbigniew Mikołejko: – Mówię tak dlatego, że chciałbym być młody, ale lata niestety zrobiły swoje, wyżłobiły mnie od środka, wyżłobiły mnie na zewnątrz, rozsypując coraz bardziej w pył. Jak wszyscy, boję się tego ostatecznego rozsypania. Ale też mam świadomość, że stojąc nad otchłanią, jestem do czegoś zobowiązany, inaczej moje życie byłoby bez sensu. Do czego?Do pracy, do prób myślenia, pisania, tworzenia, uczenia. Musimy bowiem – ja także – zadzierzgnąć sens, żeby nie popaść w absolutną niewolę śmierci. Ona przecież i tak nastąpi. Ale ważne jest to, co dzieje się między naszym wrzuceniem w świat, bez naszego zachcenia przecież, i wykopaniem ze świata, też bez naszej woli. Stoi więc przed nami zadanie nadania sensu, budowania pewnej rzeczywistości, symbolicznej i zarazem realnej, wspólnej z innymi, bo samotnie się tego nie da zrobić. Współczesna kultura nie chce o śmierci wiedzieć, tak, i nie. To paradoksalne zjawisko. Z jednej strony rzeczywiście lęk przed śmiercią jest tak wyolbrzymiony, że aż do przesady skrywany w praktyce społecznej, do przesady „wymywany” ze świadomości. To się objawia choćby w nieposyłaniu dzieci do tych, którzy umierają w hospicjach czy gdzieś w szpitalach. Nie zabiera się ich także na pogrzeby. Polityczna poprawność uznała nadto, że świadomość śmierci może zranić psychikę dziecka. Dokonuje się więc w jej imię na przykład cenzurowania baśni. Tak jak kiedyś „na użytek delfina”, czyli następcy tronu, cenzurowano literaturę z poważnych albo niebezpiecznych treści, tak dziś „czyści się” treści przeznaczone dla najmłodszych z obrazów zagrożenia i śmierci, by łagodzić lęki. Ale one i tak później przyjdą, a chronione przed nimi dzieci będą wobec nich bardziej bezradne. Dawniej baśń, opowieść, była ważnym narzędziem inicjacji – wtajemniczenia w najtrudniejsze problemy losu. I wiało z niej niekiedy grozą, ale też przygotowywała jakoś do wejścia w bolesne kręgi życia: chorobę, odrzucenie, śmierć, nieszczęście, cierpienie, walkę o przetrwanie, samotność, biedę. I nie zawsze te historie, w ich pierwotnym kształcie, kończyły się dobrze. A czasem zostały bez rozstrzygnięcia, jakby w zawieszeniu, zostawiając resztę samemu już losowi. A na czym polega druga część tego paradoksu?Na czymś, co można nazwać pornografią śmierci. Te same bowiem kultury, które tak lękowo podchodzą do umierania, jako czegoś nieestetycznego, niehigienicznego i szkodliwego dla psychiki, promują śmierć na ekranie, chłodnym okiem kamery patrzą na umierających i trupy. Te same kultury produkują gry, w których leje się krew i ma się kilkanaście żywotów. Popkultura, która przynależy do tego świata, bardzo żywi się śmiercią. Fascynują ją zombies, wampiry. Dawna kultura wiedziała z niezbitą pewnością, że takie stwory istnieją, lękała się ich jednak i budowała przeciwko nim rytualne bariery: modlitwy, wianuszki z czosnku, osinowe kołki wbijane w ciała wampirów czy obcinanie im głów. To była autentyczna walka z tym, co przychodzi z krainy śmierci, ze świata umarłych czy też nie do końca umarłych. Z głębi chaosu, zła i ciemności. Nasza kultura otwiera się natomiast na te sfery bardzo szeroko i czyni z nich rodzaj igraszki, rozrywki. A to nie obłaskawia śmierci. I to, że staje się ona przedmiotem taniej gry czy zabawy, traktowanie jej z jakby lekceważeniem i przelotnie, nie wymywa lęków. W pewnym momencie zresztą podobne infantylne fascynacje miną i przyjdzie stanąć twarzą w twarz z cierpieniem, z umieraniem cudzym i własnym. A nie mamy żadnych wzorców mamy tego, co miały dawne kultury. Istniały na przykład egipskie księgi umarłych, które były indywidualnie sporządzane dla ludzi elity. Ale były też i standardowe dla uboższych. Wszystkie jednak służyły temu, by oswajać i tworzyć techniki przygotowania, wkraczania w mrok ostateczny, przełamywania granicy między życiem a nie-życiem. Człowiek dostawał w ten sposób pewne uzbrojenie duchowe. Podobnie było z tybetańską „Księgą umarłych”, gdzie podana jest duchowa, głęboka nauka o stanach bardo – różnych pośrednich, także wkraczania w śmierć. No i także ze średniowieczną „sztuką dobrego umierania”, chociaż ona – owszem – miała na względzie zaświaty, ale była skierowana ciągle jeszcze na życie doczesne. Cała ta średniowieczna pedagogika strachu, związana ze śmiercią, mówiła bowiem, że należy żyć godziwie, pobożnie, unikać grzechu i bać się kary za grzech. Miała też ona w sobie bardzo mocne demokratyczne przesłanie, bo choćby w „tańcach śmierci”, w jej powszechnym triumfie nad żywymi, nikt się nie ostawał; od papieża po żebraka, od damy dworskiej po żołnierza, od mędrca po błazna – wszystkich czekał ten sam los. Od czasów oświecenia i romantyzmu coraz popularniejsza stała się natomiast tradycja spisywania ostatnich słów umierających i odlewanie masek pośmiertnych. Ta nowa faza kultury śmierci nasiliła się zwłaszcza w XIX w. i trwała do I połowy XX w. Ale i ona wygasła. Oznaczała inny już etap w dziejach zachodniego podejścia do śmierci: ten oddalony od wiary religijnej, od nieśmiertelności duszy. Próbowano zatem, choćby tylko fragmentarycznie, „unieśmiertelnić” jakoś ciało, zatrzymać je w jakiejś mierze tutaj – w sensie materialnym, fizycznym. Tak objawiała się „śmierć Boga” w kulturze nowoczesnej. No i odrzucenie idei zmartwychwstania, wskrzeszenia, wieczności. Christian Friedrich Hebbel, wybitny dziewiętnastowieczny pisarz niemiecki, notuje w swoich „Dziennikach” chociażby taki pomysł na historię o człowieku, któremu umarła ukochana: lata całe pracuje nad eliksirem życia, a kiedy go już wynajduje – jest noc i burza – wychodzi na zewnątrz i wylewa tę miksturę. A jedna z bohaterek „Draculi” Brama Stokera mówi, że gotowa jest wyrzec się zmartwychwstania, byle tylko ocalić świat przed wampirem. Od tych krwiopijców i innych bytów pośrednich, zawieszonych jakby między życiem a śmiercią – półtrupów, pięknych topielic, zombies – zaczyna się zresztą roić w ówczesnej kulturze wysokiej. I wybiera ona, nie przypadkiem, nie zmartwychwstanie w znaczeniu duchowym, lecz – i w literaturze, i w doświadczeniach naukowych z elektrycznością – eksperymentalną drogę doktora Frankensteina, „współczesnego Prometeusza” z zasłużenie sławnej powieści Mary Shelley. Warto o tym pamiętać, bo ciągle pozostajemy pod ciśnieniem tych romantycznych pomysłów. I odrzuciliśmy dawniejsze wzorce stosunku do śmierci. Czy to znaczy, że kiedyś łatwiej się umierało?Ludzie się oczywiście bali, bali strasznie – jak dziś. Ale przy całym lęku i cierpieniu związanym z porzucaniem świata mieli większą lub mniejszą pewność: tę związaną z wiarą w życie po śmierci. Nasza zdesakralizowana kultura to utraciła. Co jednak zabawne, próbuje używać quasi-naukowych metod, by się utwierdzić, że jednak „coś jest”. Miały temu służyć choćby głośne rewelacje dr. Raymonda Moody’ego i jego książka „Życie po życiu” z 1977 r., opisująca relacje osób, które przeżyły śmierć kliniczną i „stamtąd” powróciły. Tyle że śmierć kliniczna to metafora pewnej drastycznej fazy życia, a nie stan śmierci. Ze śmierci się nie wraca. Dlaczego dzisiaj wiara nie pomaga? Przecież nadal większość ludzi deklaruje się jako wiara ma różne funkcje, które nie zawsze wiążą się z tym, co można nazwać rzeczywistością metafizyczną, nauką o zaświatach. Z badań wynika, że istnieje duże rozszczepienie między wyznawaniem katolicyzmu czy prawosławia a wiarą w piekło, niebo czy życie po śmierci. Czy dla ateisty pocieszeniem mogą być słowa Epikura, że nie należy bać się śmierci, bo gdy my jesteśmy, jej jeszcze nie ma, a gdy ona jest, nie ma już nas?Jako niewierzący zdaję sobie sprawę, że to tylko zabawa słowna. Podobnie jak wszystkie pozostałe recepty Epikura na życie szczęśliwe, może poza tą, by się za bardzo nie angażować w politykę, zająć uprawianiem ogrodu i rozmową w nim z przyjaciółmi o rzeczach naprawdę ważnych i godziwych – z dala od zamętu właściwego dla życia publicznego. Zabawna jest, nawiasem mówiąc, zwłaszcza jego recepta, dotycząca choroby: że jak jest długa, to łagodna, a jak bolesna, to krótka. A wracając do leku na lęk przed śmiercią… To ładnie brzmi: gdy jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy jest śmierć, to nie ma nas – ale mnie jakoś nie pociesza. A panią? być, po prostu. Myśl o tym, że świat, jak gdyby nigdy nic, będzie istniał po nas, jest trudna do nie do zniesienia. Nie mam wprawdzie w sobie jeszcze starczego zgorzknienia i widzę atrakcyjność tego świata, niezależnie od fikołków, które wyprawia obecna kultura czy polityka. I ciągle wierzę w jakiś ład, ale też lękam się o przyszłość. Przerażają mnie szalejące populizmy czy fakt, że wyzyskaliśmy już Matkę Ziemię do cna. Utkwiły mi w pamięci słowa Mieczysława Rakowskiego, z którym rozmawiałam w jego 80. urodziny, gdy czuł, że ostatni etap się zbliża: Wie pani, czego mi najbardziej żal? Że nie dowiem się, co było tego akurat nie żałuję. Wolałbym, żeby nie było jakiegoś dalej, tylko żeby było jak teraz. Mimo wszystko. Żeby ludzie chodzili po ulicach, kłócili się, pili kawę, robili zakupy, uprawiali sztukę, seks i – niech już będzie! – politykę. Żeby panowała pewna niezmienność. A wiem, że tak nie będzie, bo materialne podstawy naszego świata, takie choćby jak surowce, zaczynają się wyczerpywać w sposób gwałtowny. Może dalej będzie ciekawie, ale nie na darmo chińskie przekleństwo życzy nielubianemu człowiekowi, żeby żył w ciekawych czasach. Fajnie by było patrzeć na to z pozycji obserwatora, ale niestety będziemy w tym uczestniczyć. Zastanawiam się, czy myśl, że świat będzie istniał po nas, nie jest współcześnie jeszcze trudniejsza do zniesienia. Żyjemy w narcystycznej kulturze. Ludzie pompują sobie ego w mediach społecznościowych, dzielą się każdą chwilą i obrazkiem ze swojego życia, zbierają ten narcyzm jest specyficzny, bo on ogałaca z indywidualności. Popycha do tego, żebyśmy żyli życiem klonów. Robili te same selfies w tych samych miejscach, spędzali czas w ten sam sposób, kupowali te same przedmioty, które są obiektem masowego pożądania (ono samo zresztą jest dla nas produkowane w wielkich korporacyjnych machinach). To oznacza standaryzację życia, zderzenie wewnętrznej potrzeby bycia różnym z potrzebą bycia identycznym. A to w gruncie rzeczy oznacza rozpad wspólnoty. I tak oto przewrotnie, poprzez upodobnienie do wszystkich, dostępujemy samotności. Większy niż kiedyś jest w nas chyba też lęk przed kontaktem z umierającym. Jakby śmiercią można było się umierający jest tak radykalnie inny i tak radykalnie nam obcy, że przeraża stokroć bardziej. Kiedyś ludzie chorowali i umierali w domach. Nasz higieniczny świat trzyma to w ukryciu, za ścianami i parawanami. W kulturze zachodniej w ogóle zwiększyła się odległość między ludźmi. Pomijając młodych, którzy jak zawsze mają skłonność do życia w grupach Laokoona, dystans – ten ukryty wymiar, o którym pisał Edward T. Hall – jest bardzo duży i stale się powiększa. Niby jesteśmy stłoczeni, w skali świata jest nas coraz więcej, ale świat zachodni mocno separuje nasze ciała. Zobaczmy, co się dzieje z naszą cielesnością w przestrzeni: budujemy środki szybkiej komunikacji, mijamy się w szybkich samochodach, zamykamy się w mieszkaniach i osiedlach. Już w XVIII w. wynaleźliśmy zamki zamykające wnętrza na klucz od wewnątrz. To był bardzo symboliczny moment. Nasze ciała są bardzo mocno chronione przez konstruowanie dystansu, który nas od siebie odgradza. A stosunek do ciała modeluje wszystkie inne typy relacji międzyludzkich, także nasz stosunek do śmierci. Na to nakłada się kulturowy wymóg, by ciało było wiecznie młode i doskonałe. Skoro ciało stare jest brzydkie, to tym bardziej odrażające jest ciało w stanie agonii. Wstrząsnęła mną afera, która wybuchła parę lat temu w Poznaniu. Panie, które ja uparcie nazywam „wózkowymi”, zaprotestowały, ponieważ ich córki miały na basenie wspólną przebieralnię ze starszymi paniami i oglądały brzydkie, stare ciała. Matki te nie chciały dopuścić do świadomości, że człowiek starzeje się, brzydnie i zbliża się ku śmierci. Nie chciały, żeby ich dzieci się o tym dowiedziały. Kontakt z człowiekiem umierającym jest trudny, bo budzi lęk przed śmiercią. Ale czy nie wynika też z tego, że nie wiemy, jak się zachować, bo nikt nas tego nie nauczył?Na to nie ma recepty. Bo co powiedzieć? Stary, przykro mi, że umierasz? Nie bardzo wiadomo, jak zachować się, gdy drugi człowiek jest cierpiący, a bywa, że przy tym agresywny, zły czy odpychający. Czasem stykam się z osobami, które dowiadują się o chorobie, która je niebawem wyniszczy – i zaczynają nienawidzić świata i ludzi. Poza tym umieranie wiąże się z tym, że człowiek wymaga pomocy w rzeczach związanych z przykrymi, dojmującymi objawami naszej cielesności, która zaczyna nas przerażać. Ja sam wiem, że nie mógłbym i nie potrafił pracować w hospicjum. Byłoby to dla mnie nie do zniesienia. Istnieje odpowiedź na pytanie, czy lepiej umierać wśród ludzi czy w samotności?Zawsze umieramy w samotności. Obecność bliskich niczego nie zmienia?Zastanawiam się nad tym, czego ja bym chciał. Bo chyba tylko tak można odpowiedzieć. Właściwie nie jestem pewien. Myślę, że do pewnego momentu chciałbym być z bliskimi. A na jakimś etapie, żeby zajęli się mną „technicy od umierania”: lekarze, personel medyczny, ludzie obcy. Myślę, że można by to podzielić na dwie fazy. W tej pierwszej chciałbym, żeby mi towarzyszono, ale ta ostateczna powinna być fazą samotną, choćby dlatego, by nie skazywać bliskich na jeszcze większe cierpienie. Poza tym w tym ostatnim momencie chciałbym zostać sam ze sobą. Na zawsze. rozmawiała Joanna Podgórska *** Rozmówca jest filozofem i historykiem religii, kierownikiem Zakładu Badań nad Religią w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Autor prac naukowych i książek, „W świecie wszechmogącym. O przemocy, śmierci i Bogu” (2009), „Żywoty świętych poprawione ponownie” (2017).
jest rozróżnienie pojęć lęku i strachu, często mylnie ze sobą utożsamianych. Reber [1], charakteryzując różnice pomiędzy nimi, stwierdza: „lęk jest często przeciwstawiany strachowi ze względu na to, że jest stanem pozbawionym obiektu, natomiast strach jest zawsze strachem przed czymś, kimś lub jakimś zdarzeniem”.
Podobno wszyscy boimy się śmierci. Jedni mogą być tego strachu bardziej świadomi, u innych natomiast może być on całkowicie ukryty, często pod innymi emocjami lub automatycznymi wzorcami zachowań. Nie da się jednak ukryć faktu, że śmierć jest jedną z tych kwestii, która dotyczy absolutnie nas wszystkich. Jak pisał Seneka: „Różnimy się jedynie długością życia, co do śmierci wszyscy jesteśmy sobie równi”. Co człowiek może zatem zrobić ze strachem przed śmiercią? Jak może wykorzystać ten strach, do zwiększenia życiowej energii i codziennej uważności? Kiedy psychoterapia może pomóc w radzeniu sobie z tego rodzaju lękiem? W tym artykule podejmuję próbę odkrycia własnych odpowiedzi na powyższe pytania. Konsumpcjonizm vs. śmierć Współczesny świat z całą pewnością nie ułatwia nam radzenia sobie z tematem śmierci. Można zaryzykować nawet stwierdzenie, że jest wręcz przeciwnie. Jesteśmy otaczani wszelkiego rodzaju reklamami, które pojawiają się przed naszymi oczami nie tylko kiedy oglądamy telewizję lub spędzamy czas w Internecie, ale nawet wtedy, gdy wybieramy się na krótki spacer. Współczesny świat pragnie, abyśmy coraz więcej gromadzili i coraz więcej potrzebowali. Pragnie, abyśmy nie zwalniali tempa, nie zatrzymywali się, tylko dalej mechanicznie wykonywali dwie, główne czynności – pracowali i kupowali. Temat śmierci nie sprzyja natomiast pracowaniu i kupowaniu. Kiedy człowiek doświadcza zbliżenia się do ludzkiej śmiertelności, czy to własnej czy kogoś bliskiego, zatrzymuje się i czasami dokonuje refleksji, której nie dokonał jeszcze nigdy wcześniej w swoim życiu. Kiedy uświadamiamy sobie własną śmiertelność, nie chcemy już tracić czasu i energii na sprawy błahe. Ten czas który nam został, chcemy wykorzystać w najbardziej wartościowy, znany nam sposób. Czasami może to oznaczać zmianę najważniejszych aspektów naszego życia – partnera, miejsca zamieszkania czy pracy. Uświadomienie sobie własnej śmiertelności niektórzy nazywają „Przebudzeniem”. Blisko śmierci… W jakich sytuacjach może nastąpić takie zbliżenie się do „Przebudzenia”? Często są to różnego rodzaju nagłe zdarzenia w naszym życiu, jak np.: żal po stracie bliskiej osoby; choroba, która zagraża naszemu życiu lub życiu kogoś bliskiego; traumatyczne przeżycia, takie jak napad czy gwałt; utrata pracy; rozpad ważnego dla nas związku; przejście na emeryturę. Choć te doświadczenia z całą pewnością wiążą się z ogromną ilością cierpienia i często bywają bardzo trudne, to właśnie dzięki psychoterapii możliwe jest przepracowanie ich w taki sposób, aby stały się katalizatorem świadomości przemijania. Dzięki temu wcześniejszy ból i cierpienie, ma szansę przemienić się w uczucie wdzięczności za to, co jeszcze nam zostało i jak jeszcze możemy wykorzystać nasze życie. Znanych jest wiele historii ludzi, którzy dopiero po tym, jak dowiedzieli się, że są śmiertelnie chorzy, zaczęli żyć tak, jak zawsze tego pragnęli. Pewnie w wielu przypadkach zastanawiali się wtedy, dlaczego jest tak, że zaczęli żyć pełnią życia od chwili, gdy dowiedzieli się, że ich życie niedługo się skończy. Być może ten paradoks dla wielu brzmi przerażająco, ale to przerażenie jest w pełni naturalne, a co więcej, również może być dobrze wykorzystane. Każda konfrontacja ze śmiercią musi bowiem wywoływać lęk, ale warto pamiętać, że ta konfrontacja zawiera również potencjał, który ogromnie wzbogaca codzienne życie. Tym wzbogaceniem jest obecność, uważność i wdzięczność za to, co jeszcze nam pozostało. Konfrontacja z własną śmiertelnością nie musi jednak mieć miejsca tylko przypadku nagłych i nieoczekiwanych zdarzeń. Możemy samodzielnie przybliżać naszą świadomość do tematu śmierci i dzięki temu stopniowo zmniejszać nasz wewnętrzny lęk. Jest to sposób związany z techniką ekspozycji, często stosowaną w terapii behawioralnej, która polega na eksponowaniu na pacjenta sytuacji lub przedmiotów, które mimo iż w danej chwili są bezpieczne, to wzbudzają silny lęk. Co jednak można eksponować w przypadku śmierci? Taką funkcję na pewno może spełniać chociażby samo czytanie, książek lub artykułów, poruszających temat ludzkiej śmiertelności. Taka lektura może skłonić nas do dokonania całkowicie nowych refleksji odnośnie naszych wartości i życiowych priorytetów, może jeszcze bardziej uświadomić nam odwieczny fakt przemijalności wszystkiego, co nas otacza. Filozofia Nietzschego Do wartościowych refleksji może również skłonić nas tzw. idea wiecznego powrotu, którą Fryderyk Nietzsche przedstawił w swoim dziele „Tako rzecze Zaratustra”. Opisuje tam pełnego mądrości proroka, który postanawia zejść ze szczytu góry, gdzie przez długi czas żył samotnie, i podzielić się z ludźmi tym, czego się nauczył. Za swoją najważniejszą myśl uważa właśnie ideę wiecznego powrotu, którą można streścić następująco: co byłoby, gdybyś miał żyć dokładnie takim samym życiem, jakim żyłeś dotychczas, przez całą wieczność? Gdyby każdy ból i każda rozkosz, każda myśl i każde westchnienie miało cały czas wracać w tym samym porządku i następstwie – jak zmieniłoby to Ciebie i Twoje życie? Choć powyższa idea może dla niektórych brzmieć dość wstrząsająco, to mimo wszystko potrafi zwiększyć świadomość, że nasze życie jest tylko jednym, jedynym życiem jakie otrzymaliśmy, więc warto aby zostało przeżyte dobrze. Najlepiej na tyle dobrze, abyśmy byli w stanie wiecznie do niego powracać. To myślowe ćwiczenie może również pomóc w tym, aby przestać ciągle zamartwiać się błahymi i trywialnymi sprawami, które w kontekście całego naszego życia, tracą jakiekolwiek znaczenie. Jeżeli ten eksperyment myślowy wywołuje w nas ból czy żal, warto zadać sobie pytanie: co sprawia, że nie przeżywam swojego życia dobrze? Czego najbardziej żałuje w swoim dotychczasowym życiu? Oczywiście celem poszukiwania odpowiedzi nie jest pogrążanie się w żałobie, ale takie spojrzenie w przyszłość, aby za kolejne kilka lat nie spojrzeć wstecz i znów nie żałować tego, jak potoczyło się nasze życie. Być może warto zastanowić się, czy jest możliwe znalezienie takiego sposobu życia, który nie powodowałby dalszego zbierania się smutku i żalu? Chociaż kontaktowanie się ze świadomością śmierci jest trudne, to warto pamiętać, że ten kontakt może być też źródłem potężnej życiowej energii, która posiada wyjątkową moc zmiany naszego życia na lepsze. Jak pisze Irvin Yalom: „Droga do tego, żeby cenić życie, żeby odczuwać współczucie dla innych, żeby kochać coś najgłębiej, polega na świadomości, że te doświadczenia są skazane na to, aby przeminąć.” Życzę Ci zatem, abyś każdego dnia starał się być świadomym przemijalności wszystkiego, co Cię otacza. Bibliografia: I. Yalom, „Patrząc w słońce. Jak przezwyciężyć grozę śmierci”. Seneka, „Listy moralne do Lucyliusza”. F. Nietzsche, „Tako rzecze Zaratustra”. Jakub Mikołajczak – trener i psychoterapeuta w trakcie 4-letniego szkolenia we Wrocławskiej Fundacji Ochrony Zdrowia Psychicznego i Rozwoju Psychoterapii. Ukończył studia magisterskie ze specjalizacją poradnictwa i pomocy psychopedagogicznej na Uniwersytecie Wrocławskim. Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Twórca projektu Opus Anima ( . Te wpisy mogą Cię również zainteresować:
Apifobia lub nadmierny strach przed osami jest również znany jako melizofobia, od jej greckiej nazwy ( melissa ). Jak sama nazwa wskazuje, jest to zaburzenie lękowe, a konkretnie fobia. Ten rodzaj zaburzeń objawia się, gdy w obliczu bodźca – w tym przypadku os, pszczół lub trzmieli – odczuwa się bardzo intensywny lub irracjonalny
fot. Fotolia Dlaczego się boimy? Zjawisko lęku może być rozważane w różnych płaszczyznach. Najczęściej mówi się o lęku jako o zjawisku psychicznym, określając go jako „[…] przykry stan pobudzenia emocjonalnego wywołany jakimś zagrożeniem”. Pojęciem bliskim lękowi jest strach – często te określania używane są zamiennie. Zgodnie z ustaleniami psychoanalizy lęk jest odpowiedzią na niebezpieczeństwa pochodzące z wnętrza naszej psychiki, strach natomiast stanowi reakcję na realne zewnętrzne niebezpieczeństwo. W bardziej filozoficzny sposób przyczyny pojawienia się lęku opisuje F. Riemann w Obliczach lęku: Lęk pojawia się zawsze wtedy, gdy znajdujemy się w sytuacji, do której jeszcze nie dorośliśmy. Każdy rozwój, każdy krok w kierunku dorosłości jest z nim związany, gdyż prowadzi nas ku czemuś nowemu, dotychczas nieznanemu, […] w sytuacje zewnętrzne lub wewnętrzny stan ducha, których jeszcze nie przeżyliśmy i w których jeszcze siebie nie znamy. Wszystko, co nowe, nieznane, czynione lub przeżywane po raz pierwszy, niesie ze sobą, oprócz uroku nowości, chęci przygody i przyjemności, ryzyko, a także lęk. Ten obraz doskonale pasuje do rozważań na temat lęku przed śmiercią. Jednak określenie, że lęk przed śmiercią jest „lękiem przed nieznanym”, stanowi dosyć ogólną charakterystykę. Badania tanatopsychologiczne dowodzą, że jest to zjawisko bardziej złożone. Lęk egzystencjalny Szczególnym czasem kształtowania się myśli rozważającej dramat istnienia człowieka w świecie jest XX w., kiedy rozwijała się filozofia egzystencjalna. Nie znaczy to oczywiście, że wcześniej nie zastanawiano się nad ludzkim życiem. Mówi się, że również w koncepcjach Sokratesa, Augustyna, a w nowożytności Pascala pojawiały się elementy egzystencjalne. Egzystencjalizm podkreślił znaczenie takich problemów, jak: wolność, odpowiedzialność, sens życia czy śmierć. Z każdym z nich nieodłącznie związane jest pojęcie lęku, które towarzyszy człowiekowi jako istocie istniejącej w świecie. Ten lęk – ze względu na swoją specyfikę – został nazwany lękiem egzystencjalnym. Szczególnym momentem, w którym daje on o sobie znać, jest pojawienie się świadomości własnej śmiertelności. Mimo że taki typ myślenia, w mniejszym czy większym stopniu, był zawsze obecny, to jednak przez długi czas pozostawał poza głównymi zainteresowaniami myślicieli. Jako pierwszy szczegółowo egzystencjalne troski człowieka opisał – uważany za prekursora egzystencjalizmu – S. Kierkegaard. Drugą szczególnie znaną koncepcją jest filozofia Heideggera i jego określenie człowieka jako bytu ku śmierci. Inne, równie ważne i ciekawe rozważania podjął niemiecki uczony P. Tillich, który uważał, że lęk nie jest tylko rodzajem emocji, której człowiek doświadcza w określonych sytuacjach, ale jest głęboko zakorzeniony w strukturze bytowej człowieka. Doświadczyć egzystencji jako egzystencji – pisze Tillich w Pytaniu o Nieuwarunkowane – znaczy być w lęku. Egzystencja zawiera w sobie skończoność, lęk zaś jest dostrzeżeniem własnej skończoności. Według Tillicha lęk przed śmiercią przenika całą egzystencję człowieka, jest podstawowym doświadczeniem, które przybiera postać konkretnych lęków związanych z przeżywaniem codzienności. Innymi charakteryzowanymi przez Tillicha reakcjami są: lęk przed pustką i bezsensem oraz przed winą i potępieniem. Autentyczny stosunek do wszystkich rodzajów lęku to postawa męstwa, rozumianego jako afirmacja siebie mimo zagrożenia przez niebyt. Męstwo nie usuwa lęku, ale pozwala na wzniesienie się na wyższy poziom rozumienia swojego istnienia. Do lęku przed śmiercią – rozumianą jako niebyt – nie jest łatwo podejść w sposób afirmujący; jest on zbyt ogólny i nieogarniony. Stąd ten ogólny lęk przed śmiercią przekształca się w konkretny strach przed cierpieniem, zerwaniem więzi międzyludzkich, samotnością i tym, co nieznane. Konkretny strach łatwiej objąć, zrozumieć i potem – zgodnie z terminologią Tillicha – starać się afirmować. Jednak są to tylko środki zastępcze, nie niwelują tego najgłębszego, pierwotnego lęku egzystencjalnego. Czy w ogóle można więc jakoś przezwyciężyć lęk przed niebytem? Ostateczną rzeczywistością, która umożliwia człowiekowi autentyczne przekraczanie wszystkich rodzajów lęku jest – w myśl filozoficznych rozważań Tillicha – doświadczenie partycypacji w Absolucie. Trochę inaczej lęk egzystencjalny pojmuje Lévinas. Nie łączy go z lękiem przed nicością śmierci, ale raczej przed niemożliwością takiej nicości. Człowiek nie boi się więc faktu śmierci, ale raczej niemożliwości wyobrażenia sobie nie-istnienia. Sprawdź: Jak żyć po stracie bliskiej osoby? Lęk osobowościowy Szkoły psychologiczne różnie podchodziły do zagadnienia lęku, a tym samym różnie charakteryzowały lęk przed śmiercią. Freud upatrywał go w walce między ego a super ego, czego źródłem miał być lęk kastracyjny: „[…] można więc uznać lęk przed śmiercią, jak i lęk sumienia, za rezultat opracowania lęku przed kastracją”. Psychologia Junga łączy lęk przed śmiercią z procesem indywiduacji (rozwoju jaźni) – brak rozwoju duchowego prowadzi do powstawania lęku. Akceptacja śmierci, a co za tym idzie zmniejszenie lęku są charakterystyczne dla ludzi dojrzałych, którzy przeszli proces indywiduacji. Dla E. Fromma lęk przed śmiercią był związany z przyjmowaniem określonej postawy wobec życia (Fromm wyróżnił dwie zasadnicze postawy: „być” i „mieć”). Ludzie prezentujący postawę „mieć” bardziej boją się śmierci, a właściwie – jak pisze Fromm – boją się straty tego, co posiadają: ciała, własności czy tożsamości. Zmiana postawy z „mieć” na „być” łączy się automatycznie ze zmniejszaniem lęku przed śmiercią. Jeszcze inaczej mówił przedstawiciel psychologii egzystencjalnej Frankl. Dla niego lęk przed śmiercią związany jest z poziomem poczucia sensu życia. Im mniejsze zaangażowanie w życie, tym większe poczucie bezsensu oraz pustki egzystencjalnej i tym prawdopodobniejsze pojawienie się lęku przed śmiercią. Kategoria sensu była kluczowa w psychologii Frankla, również w jego tanatologicznych rozważaniach. Lęk przed śmiercią może się zmniejszać wraz ze wzrostem poczucia sensu życia. Współczesna tanatopsychologia odnosi się do wspomnianych koncepcji psychologicznych, ciągle próbując zrozumieć i opisać naturę lęku tanatycznego. Ogólnie mówi się o lęku przed własną i cudzą śmiercią oraz o lęku przed własnym i cudzym umieraniem. Specyficzną sytuacją są doświadczenia człowieka nieuleczalnie chorego, który musi się zmierzyć z myśleniem o nieuchronnie zbliżającej się śmierci. Próbując opisać specyfikę lęku przed śmiercią osób umierających, wyodrębniono trzy grupy lęków: w wymiarze fizycznym, psycho-społeczno-ekonomicznym i duchowym. Wymiar fizyczny Lęk może dotyczyć choroby (przebiegu, nieprzewidywalnych postępów, objawów, utraty zdolności samoobsługi, dokuczliwości i przebiegu terapii) oraz ciała chorego (nieprzyjemnego zapachu, wyglądu, zmian zewnętrznych na ciele związanych z chorobą). Wymiar psycho-społeczno-ekonomiczny Lęk jest związany z utratą jakości życia, możliwości decydowania o sobie, wpływania na to, co się dzieje z rodziną, z dziećmi, współmałżonkiem etc. Często lęk dotyczy możliwości utraty kontaktów społecznych (zawodowych, przyjacielskich), obawy o bycie ciężarem dla rodziny, przyjaciół lub straty dotychczasowej pozycji, niezrozumienie i odrzucenie z ich strony. Leczenie związane jest z dodatkowymi wydatkami, co może wzbudzać lęk o dalszy status ekonomiczny, strach przed byciem pozbawionym pracy. Wymiar duchowy Lęk osoby chorej śmiertelnie wiąże się z perspektywą utraty wyznawanych wartości, przedmiotowym traktowaniem i obniżeniem poczucia godności. W obliczu zbliżającej się śmierci pojawiają się pytania o sens życia i śmierci. Bilansowanie przeżytego czasu często prowadzi do przekonania, że się go zmarnowało, nie zrobiło wszystkiego, co się chciało. Lęki duchowe dotyczą także kwestii religijnych, pytań o życie po śmierci i to, co człowieka tam czeka – nagroda czy kara, a może nic. Fragment pochodzi z książki "Sens życia i umierania" Beaty Kolek (wydawnictwo Impuls, Kraków 2009). Publikacja za zgodą wydawcy. Bibliografia dostępna u redakcji. Zobacz także: Żałoba – jak przeżywamy śmierć bliskiej osoby? Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!
Czy strach przed gniewem żony może być silniejszy niż obawa przed więzieniem? Okazuje się, że tak. Policja ujawnia coraz więcej przypadków zgłaszania niepopełnionych przestępstw
Skąd się bierze lęk przed śmiercią? „Strach przed śmiercią jest okrutniejszy od niej samej” (Publiusz Syriusz) Instynkt przetrwania, wynikający z potrzeby zachowania gatunku, jest siłą napędową każdej istoty żywej. Ludzie i zwierzęta zostali wyposażeni w mechanizm „walcz lub uciekaj”, uaktywniający się w chwili zagrożenia życia. Człowiek jednak, poza strachem w obliczu zagrożenia, odczuwa jeszcze egzystencjalny lęk przed śmiercią. Świadomość własnej śmiertelności narodziła się wraz z wyższymi funkcjami psychicznymi zdolnością do abstrakcyjnego myślenia. Według niektórych badaczy, świadomość ta w znaczący sposób wpłynęła na rozwój ludzkości, leżąc u podstaw kultury i religii. Motyw lęku przed śmiercią, przewija się w pracach filozofów, pisarzy, artystów od zarania dziejów. W psychologii jako pierwszy poruszył ten temat Zygmunt Freud. Zaobserwował on u części pacjentów silny, paniczny lęk przed śmiercią. Zjawisko to nazwał tanatofobią (z gr. Thantos-bóg śmierci, phobsos-strach). Uważał jednak, że lęk przed śmiercią nie mógł być pierwotną przyczyną problemów pacjentów. W nieświadomości nie ma zaprzeczeń i upływu czasu, tak więc nie można w niej umiejscowić śmierci. Ponadto, Freud był zdania, że człowiek tak naprawdę nie jest zdolny do wyobrażenia sobie własnej śmierci. Nawet jeśli próbujemy podjąć się tego zadania, własną śmierć obserwujemy z boku, jesteśmy jej świadkami, cały czas istniejemy. Uznał więc, że lęki pacjentów, są symptomami nierozwiązanych konfliktów z dzieciństwa. Cała działalność człowieka podejmowana jest, aby zaprzeczyć nieuchronności śmierci. Najważniejszą funkcją społeczeństwa w tym założeniu jest ochrona jednostek przed tym lękiem. W tym celu kultura wyznacza role, cele, które odciągają uwagę od śmierci. Ludzie będą bardziej obawiać się śmierci, jeśli będą żyli w poczuciu żalu i niespełnienia. Zatem, aby zmniejszyć lęk przed śmiercią, należy skupić się na chwili obecnej i nie rozpamiętywać straconych szans. Kiedy lęk przed śmiercią zaczyna być stały i zakłóca codzienne funkcjonowanie niezbędna jest odpowiednia diagnoza i leczenie. Chorobliwy lęk przed śmiercią, dotyka około 4% społeczeństwa. Osoby cierpiące na tanatofobię mają tendencję do ciągłego poszukiwania zapewnień, że nie umierają. Badają się ponad normę, poszukują symptomów chorób w Internecie, stosują restrykcyjną, sztywną dietę. Tanatofobii towarzyszy ponadto przekonanie, że chory nie będzie w stanie poradzić sobie z ewentualną chorobą, że ich śmierć będzie bolesna i długa, a także że ucierpią na niej najbliżsi zwłaszcza dzieci. Badania pokazują, że lęk przed śmiercią wzrasta również podczas okresów choroby lub utarty ukochanej osoby. Doświadczają go częściej kobiety niż mężczyźni. Dla obu płci lęk przed śmiercią osiąga szczyt w drugiej dekadzie życia, po czym wykazuje tendencję spadkową, by ustabilizować się na niskim poziomie po sześćdziesiątym roku życia. U kobiet ponadto obserwuje się wzrost lęku przed śmiercią w okresie menopauzalnym. W takim razie jak radzić sobie z lękiem przed śmiercią? Czy możemy go zagłuszyć? Ostatnie badania pokazują, że świadomość śmierci pełni również pozytywną funkcję. Świadomość własnej śmiertelności zwiększa chęć pomagania innym, wpływa na potrzebę dbania o własne zdrowie, a także może stać się motywacją do lepszego wykorzystania życia. Informacje o Autorze Klinika Psychologiczno-Psychiatryczna świadczy usługi z zakresu leczenia depresji, zaburzeń odżywiania się, zaburzeń nerwicowych i lękowych, zaburzeń seksualnych, uzależnień, zaburzeń psychotycznych, zaburzeń osobowości, zaburzeń snu. Pomagamy w budowaniu związku/miłości, bliskich relacji, a także w rozwoju Twojego potencjału. Naszym celem jest stworzenie wszechstronnej pomocy dla pacjentów. Tworzymy zespół składający się z specjalistów (psychiatra, psycholog, psychoterapeuta, seksuolog, endokrynolog, neurolog, dietetyk). Zapewniamy najwyższą jakoś usług i gwarantujemy wykwalifikowany personel. Zapraszamy do umówienia wizyty w SIĘ ONLINE NA WIZYTĘ LUB ZADZWOŃ 22 253 88 88
Strach przed bezsennością gorszy niż sama bezsenność? To FAKT! Osoby, które są przekonane, że mają problemy ze snem, bywają bardziej narażone na zmęczenie, lęk i inne dolegliwości, niż ludzie rzeczywiście niewiele śpiący, ale niespecjalnie się tym przejmujący – wynika z tekstu opublikowanego na łamach „Behaviour
*** Tą notkę dedykuję mojej sweeet siostrzyczce, Martini!! Albo jak kto woli Olga- neechan :D Zapraszam :D *** Wszyscy przyglądali się ścianie. Naruto słyszał tylko głośne bicia serc swoich towarzyszy i ich nierówne oddechy. Nagle wszystko ucichło. Nasłuchiwali czy chrobot się wznowi i tak przebiegło kilka minut w ciszy. Przerwała ją Tsunade. - Nie wiem co to było i nie zamierzam się w najbliższym czasie dowiedzieć. - powiedziała. - Idziemy spać. Sakura ułożyła się na sofie koło Kiby, Naruto i Ino. Usneła. Obudziła się. Była związana jakby niewidzialnymi węzłami. Wokół niej nie było nic prócz czerwonej pustki i ... Potwora... Podszedł do niej i zaskrzeczał: - Stawiam ci wybór. Albo ty umrzesz dla swych towarzyszy, albo oni umrą za ciebie! Sakura wzdrygneła się. - Wolę umrzeć niż by oni mieli zginąć!- krzykneła. Hanbi zaśmiał się okropnie i podniósł ręke. Sakura obudziła się zalana potem. - To było takie realistyczne... - wyhrypiała i napiła się wody. Szybko podjeła decyzję. Wyrwała kartkę z brulionu i napisała: " Miałam wybór. Albo wy zginiecie, albo ja zrobię to za was. Nie mogłabym was zdradzić. Tylko tylę mogę dla was zrobić. Kocham was wszystkich. Sakura. Ps. Nie gniewajcie się. " . Po jej policzku stoczyła się łza, a na niebie pojawiła się gwiazda. Otworzyła zamkniete okno. Wyskoczyła przez nie. Odwróciła się do niego. Jak zamknie okno nie będzie odwrotu. Uśmiechneła się i zamkneła je. Udała się nad basen. Nikogo nie było. Czyżby potwór żartował? Ale w świetle jednej latarni coś się poruszyło. Zza starej zjeżdżalni wyszedł Hanbi. Serce podeszło jej do gardła. Potwór podszedł do niej wolnym krokiem i wybuchnął okropnym śmiechem. - Zabiję... - zaskrzeczał. Tymczasem u reszty. Tsuande obudziła się bo chciało jej się pić. Poszła w stronę kuchni. Zauważyła że brak jednej osoby. Podeszła do stolika gdzie błyszczał list. " Miałam wybór. Albo wy zginiecie, albo ja zrobię to za was. Nie mogłabym was zdradzić. Tylko tylę mogę dla was zrobić. Kocham was wszystkich. Sakura. Ps. Nie gniewajcie się. " . Tsunade upadła na krzesło. Łzy staneły jej w oczach. Otrząsneła się. - Wstawać! Wstawajcie! - krzyczała przerażona. - Czego pani chce? - mrukneli przez sen. - SAKURA POSTANOWIŁA ODDAĆ ZA NAS ŻYCIE, IDIOCI ! - rykneła. Wszyscy się obudzili a pani Tsunade im wszystko wyjaśniła. Dziewczyny się totalnie rozkleiły, Kiba płakał w Akamaru bijąc pięścią w podłogę, reszta chłopców beczała w cokolwiek. Naruto patrzał tępo w przestrzeń. Jak to się mogło stać ? - Nie możemy tak stać. Trzeba jej pomóc. Może jeszcze zdążymy. Sakura Henbi uniósł łapę i jego zakrzywione pazury rozerwały bok Sakury. Dziewczyna zawyła z bólu. Na wodzie i na ziemi zaczeły się tworzyć kałuże krwi. Potwór ucieszony uniósł dłoń by zadać drugi cios. Tym razem rozerwał udo. Sakura sykneła. Ciało ją paliło. Bolało jak cholera... Chciała krzyczeć... Krzyczeć... Nie. Nie mogła powiadomić towarzyszy że tu jest. Oni muszą przeżyć. - Sakura! - usłyszała. Powoli obróciła się w kierunku tego głosu. Stała tam cała jej klasa patrząca z przerażeniem na jej rany i całą krew. Potwór zasyczał. - Cieszę się. Więcej osób to powiedział. Sakura wolno i potykając się szła cała we krwi w stronę swych towarzyszy. Potwór ja wyprzedził. - Zaraz poleje się krew! - krzyknął okropnie Hanbi i uniósł dłoń by rozszarpać klatkę piersiową dwóch osób na raz. Kiby i Naruto stojących na przodzie. Naruto spojrzał w oczy ukochanej Sakury i poczuł czułość. Popatrzał do góry, na opadającą jak w zwolnionym filmie ręke Hanbiego z długi pazurem czekającym by przedziurawić jego serce. Zamknął oczy. Tak jak Kiba. Nic się nie stało. Otworzył jedno oko. Słabo widzi. Spojrzał na przód. Jego serce zamarło. Sakura z przebitą klatką piersiową i pazurem w niej tkwiącym. Jej oczy i jej uśmiech na zalanych krwią wargach. Sakura zakołysała się. Przed oczami robiło jej się ciemno... Wszystko gasło... Miała tylko sfatysfakcję dobrze spełnionego obowiązku... Obowiązku ratowania towarzyszy... Upadłaby gdyby Naruto jej nie złapał. - SAKURA!! - rykneli wszyscy. Kiba upadł na kolana. Ułożyli ją na ziemi. - Sakura... Sakurko... Jesteś cała? Żyjesz? Nic ci nie jest? Żyjesz prawda? - łkał Naruto. - Tak, Naruto, żyję... - Jest mi tak ciepło i dobrze... - Sakura! - krzyknął Naruto. Sakura uśmiechneła się a oczy zaczeły jej się zamykać... - SAKURA!!! Nie zamykaj oczu! Błagam! Nie umieraj! Kocham cię, słyszysz?! Kocham cię! Do cholery nie umieraj! Nie rób mi tego! - krzyczał Naruto jego łzy pomieszały się z deszczem. Niebo też zaczeło płakać... Asuma dzwonił po pogotowie. Mu też łzy ciekły po twarzy. Po raz pierwszy w telefonie był sygnał... - Sakura, cholera, proszę, nie umieraj... Nie rób mi tego... - Krzyczał Naruto patrząc z przetrażeniem na Sakurę. - Kocham cię... *** I jak ?? :D Czy Sakura umrze ? Czy Naruto załamie się psychicznie? Czy ktokolwiek się po tym przeżyciu pozbiera?
당신은 주제를 찾고 있습니까 “strach przed smiercia jest gorszy niz ona sama – STRACH PRZED SMIERCIA JEST GORSZY NIZ ONA SAMA !!!“? 다음 카테고리의 웹사이트 https://you.foci.com.vn 에서 귀하의 모든 질문에 답변해 드립니다: you.foci.com.vn/blog. 바로 아래에서 답을 찾을 수 있습니다.
Ludzi online: 317, w tym 9 zalogowanych użytkowników i 308 gości. Wszelkie demotywatory w serwisie są generowane przez użytkowników serwisu i jego właściciel nie bierze za nie odpowiedzialności.
Ten podświadomy strach przed seksem jest bezpośrednio związany ze strachem przed niezaspokojeniem kobiety w łóżku. Może go pogorszyć fakt, że był już kiedyś wyśmiewany, a co za tym idzie upokorzony przez swojego partnera. Niska samoocena mężczyzny sama w sobie nie pozwala mu się zrelaksować i cieszyć życiem intymnym;
Kochani muszę się wygadać. Czasem myślę, że wariuję z przerażenia… Od kilkunastu lat czyli od 2001 roku(narodziny pierwszego dziecka) panicznie boję się śmierci… Wiem że to nieuniknione, taka kolej rzeczy itd. Ale ja nie zgadzam się na to! Nie chce stracić tego co mam radości, smutku, płaczu, śmiechu, miłości, dzieci – chcę widzieć jak układają sobie życie, ich dzieci i dzieci ich dzieci. Tego cholernie pokręconego ale realnego świata! Chcę widzieć jak on dalej się zmienia. Nie potrafię się z tym pogodzić. Czasem nie mogę spać, boję się. Płaczę czasem w nocy. Nie wiem jak sobie z tym poradzić a złote myśli typu “będziesz w sercach dzieci” itp nie są dla mnie. Ma ktoś z was podobnie?
Zalecana jest psychoterapia w nurcie poznawczo-behawioralnym. Spotkania z terapeutą powinny odbywa się regularnie. Jak nazywa się strach przed śmiercią? Śmierć owiana jest pewną tajemnicą, a to, co nieznane – wzbudza lęk. Zdarzają się jednak przypadki, kiedy lęk przed śmiercią jest na tyle silny, że utrudnia codzienne
Co robić, gdy blokuje Cię strach przed tym, co powiedzą inni? Chcesz założyć własny biznes, zamiast iść na studia, ale boisz się reakcji. Chcesz odezwać się na zajęciach, ale powstrzymuje Cię strach przed spojrzeniem. Masz inne zdanie niż znajomi. Ale milczysz i im przytakujesz. Typowe. Ale nie nieuleczalne. Jeśli liczysz, że mój tekst sprawi, że przestaniesz się bać – przeliczysz się. To Ty sam musisz to zrobić. Jeśli naprawdę nie będziesz tego chcieć, to milion tekstów i psychologów Ci nie pomoże. Wiem tylko tyle, że sama kiedyś taka byłam. Bałam się ocen, więc unikałam dyskomfortu jaki się z nimi wiązał, podejmując stadne decyzje. Spełniając oczekiwania rodziców, nauczycieli, znajomych i mniej znajomych, często obcych, nic nie znaczących dla mnie ludzi. Aż zrozumiałam dwie rzeczy – że pozwalając sobie na bycie taką życiową cipą, daję tym ludziom nad sobą władzę. Pozwalam im pociągać za sznureczki mojego życia. Decydować o tym, jak się czuję, jaki mam nastrój. Druga rzecz jaką zrozumiałam, szybko stała się moją dewizą. Argumentem zła jest tłum. Jeśli ktoś chce uzasadnić głupią, złą, niegodną człowieczeństwa decyzję, to powie „bo wszyscy”. „Bo tak jest od zawsze” „Bo tak działa świat”. Błąd. Mój świat działa na moich zasadach. W strachu przed tym, co powiedzą inni, mamy dwie strony. Innych i nas samych. Inni będą oceniać zawsze. Bo im wygodnie, bo to łatwe, bo sami boją się ocen i wiedzą, że najlepszą obroną jest atak. Tego zmienić nie mogę, to jest czynnik niezależny ode mnie. Ale druga strona to ja i moje emocje, moje zachowanie i moje odczucia mogę zmienić w 100%. Bo to ja decyduję, jak reaguję na to, co inni mówią. Pierwsza sytuacja, która mnie obudziła – bierzmowanie, trzecia klasa gimnazjum. Nie jestem katoliczką, z religii wypisać się nie można było (byłam naiwna i dałam się oszukać szkole:))… nagle bierzmowanie stało się tematem numer jeden. Jako osoba, która jest wierząca, ale nie religijna, nie chciałam mieć nic wspólnego z jakimś panem w sukience który odprawi nade mną swoje czary. Rodzina, szczególnie babcia – wszyscy oczekiwali, że pójdę do tego bierzmowania. Bo wszyscy. Bo wstyd (babci). Bo ludzie powiedzą. Bo tak się robi. Bo co Ci szkodzi. Okazało się, że katolików tylko z nazwy jest trochę więcej. Były osoby, dla których bierzmowanie było ostatnim kontaktem z kościołem („odbębnisz i po sprawie”). Poszły dla świętego spokoju. Czy ich oceniam? Nie. Ale gdybym ja zachowała się w ten sposób, nie mogłabym spojrzeć w lustro. Byłabym w swoich oczach najtańszą z dziwek, zwykłą, tanią kurwą. Myślę samodzielnie, nie jestem katoliczką, satanistką, buddystką, protestantką, muzułmanką. Pójście do bierzmowania w zamian za spokój, prezenty i dobrą ocenę z religii byłoby dla mnie zwykłym kurestwem. Czy mnie oceniali? Oczywiście. Czy się tym przejęłam? Nie. Już nie. Bo w życiu jest tak, że ponosimy konsekwencje swoich czynów. Niepochlebna ocena była naturalną konsekwencją tej decyzji. I ja to akceptuję. Akceptuję to, że komuś może się to nie podobać. Akceptuję to, że inni myślą inaczej. Drugą rzeczą, która wyzwoliła mnie z tego irracjonalnego strachu była moja choroba. Generuje ona setki niekomfortowych sytuacji. Gdy po wyczerpujących badaniach w szpitalu nie ustąpiłam w autobusie miejsca starszej kobiecie, patrzyli na mnie jak na debilkę. Niech patrzą – oceniają tylko podstawie czubka góry lodowej, który widzą. Nie wiedzą o tym, że wcześniej zemdlałam i godzinę dochodziłam do siebie. Nie muszą wiedzieć. Oceniają na podstawie szczątkowych danych, ich równanie ma niewłaściwe dane, więc ich wynik jest błędny. Mam to gdzieś. Kiedy muszę porządnie sobie kaszlnąć, nie będę czekała na dogodny moment – nie pozwolę sobie na stawianie komfortu grupy wyżej niż moje zdrowie. Oczywiście w większości sytuacji staram się roić to taktownie, wyjść na zewnątrz itp., ale kiedy się nie da – moje zdrowie jest na pierwszym planie. Kiedyś natknęłam się na bardzo dziwny eksperyment. Wydał mi się totalnie idiotyczny. Ale wiem, że nie ocenia się smaku potrawy, której się nie spróbowało. Postanowiłam więc go sprawdzić, zanim wydam swoją opinię #hehe #ale #bullshit #lol. Okazało się, że ten eksperyment zmienił moje życie. I działał. Nie zastanawiałam się, czy opisać go w książce – wiedziałam, że część osób po przeczytaniu przypisze tagi #hehe #ale #bullshit #lol mnie i mojej książce, dokonując projekcji swoich emocji. Spoko. Akceptuję to. Ich zdanie nie ma dla mnie znaczenia. Jeśli jestem czekoladowym plackiem, a mój smak oceniają osoby, które nie miały tego placka w ustach, to ja mam ich opinię totalnie gdzieś. Ocenianie książki, której się nie przeczytało, jest jeszcze głupsze niż ocenianie jej po okładce. Ocenianie filmu, którego się nie zna, osoby o której nie ma się pojęcia, czekolady, której się nie jadło jest pozbawione sensu. A mnie zachowania ludzi, których postępowanie pozbawione jest sensu, totalnie nie interesuje. Czy ludzie mnie oceniają? Zapewne cały czas to robią. Czy jestem bezkrytyczna? Absolutnie nie! Wiem, że są obszary życia, nad którymi panuję trochę słabiej. Potrzebuję konstruktywnej, szczerej, rzetelnej krytyki. Np. tekstem ratunku nie mam stylu, sama wręcz o nią poprosiłam. Czy przyjęłam krytykę bezkrytycznie? Oczywiście, że nie :). Wiem jednak, że oceny dokonywane przez innych są na potrzebne i chętnie z nich czerpię. Jest taka prosta zasada : zamień wadę na zaletę. I ja się jej trzymam. Bo na 100 głupich uwag, może paść jedna, w której będzie ziarno prawdy, albo nawet cała prawda. Jakiś punkt zaczepienia, który stanie się punktem zwrotnym w moim życiu. I się o niego mogę zaczepić. Czasami ktoś „życzliwy” sypnie radą cenniejszą niż złoto. Warto mieć otwarte oczy, słuchać, przyjmować do wiadomości, ale filtrować. _______________ Ania! Konkret! Nie ma konkretu, nie ma recepty. Po prostu zdecyduj, czy chcesz pozwalać innym na to, aby władali Tobą, Twoim życiem, Twoimi wyborami. Czy ich opinie są tym, co jest dla Ciebie istotne. Czy pozwolisz im się blokować. Jeśli chcesz to zmienić – zacznij od maleńkich rzeczy. Załóż ulubione i niemodne spodnie. Idź pobiegać w ruchliwym miejscu. Prawdopodobnie nawet na Ciebie nie spojrzą. Bo są zbyt zajęci swoim życiem. I strachem przed tym, że to oni są właśnie oceniani. Być może zachwycasz się tym filmikiem: Może nawet byś klaskał. Ale jeśli przez resztę dnia siedzisz na pudelku i oceniasz ludzi, których nie znasz, to jesteś hipokrytą ;)) Jest wielka różnica między ocenianiem czyjegoś konkretnego zachowania, a ocenianiem człowieka. Zanim uzyskasz wynik swojego równania, zastanów się, czy masz wystarczającą ilość danych. PS. nie chciałam powielić informacji z tekstu : Ludzie zawsze będą mieć „ale”. Idź do przodu. Jeśli czujesz niedosyt, to tam zajrzyj. Pełna wersja grafiki reklamowej z nagłówka : tutaj reszta : tumblr Niektóre teksty widzą tylko subskrybenci (nie lądują na „głównej”) – jeśli chcesz być na bieżąco, zostań obserwatorem w google lub na bloglovin 🙂
Strach przed umrzeć i pozostawiając dzieci lub sprawiając ból bliskim. Strach przed młodą śmiercią Zakończenie wszystkich naszych życiowych planów. The cierpienie które mogą prowadzić do śmierci (choroba, ból). The nieznany tego, co będzie po śmierci. Strach przed śmiercią może przybierać różne formy:
Forum Libertarian ma swój regulamin. Fora Dyskusje różne Hyde-Park You are using an out of date browser. It may not display this or other websites should upgrade or use an alternative browser. Strach przed śmiercią Thread starter zoozgive Rozpoczęty 2 Styczeń 2015 #81 Ronbill Guest Trzeba się tylko modlić o dobrą śmierć. Jezeli chodzi o boga Jahwe,to on sobie wybiera...: milony dzieci ciągle umierające z głodu,miliony nieuleczalnie chorych i niewyobrażalnie cierpiących,gwałconych i mordowanych każdego dnia... W ten sposób bóg Jahwe powiększa grono aniołów , ponieważ nie chce mu się stwarzać nowych. Wiesz gdzie twój bóg ma modły i błagania tych dzieci? #82 Śmierć jest przeciwieństwem życia, a właściwie jego końcem. Skoro życie jest czymś co odbieram pozytywnie (albo neutralnie) to logiczne jest, że nie chcę żeby się skończyło. Dlatego śmierć jest odbierana przeze mnie jako zjawisko negatywne, co powoduje u mnie strach przed nią (chęć uniknięcia przykrych konsekwencji). Kiedy umrę nie będę mógł podejmować decyzji i działań, które polepszą moją przyszłość. Od śmierci może być gorsze jedynie wieczne cierpienie, bez możliwości polepszenia swojego stanu. Możliwość odczuwania przyjemności i wrażeń choćby nawet tak zwyczajnych jak smaczne jedzenie, czy oglądanie dobrego filmu jest dla mnie wystarczającym argumentem, by z tego życia nigdy nie rezygnować (śmierć jest taką rezygnacją). I teraz o nieuniknioności śmierci. Strach przed nieznanym, a właściwie nieprzyjemnym nieznanym jest czymś jak najbardziej naturalną rzeczą. Jeśli, ktoś nie rozumie czego tu się bać (, a ma dziecko), to niech wyobrazi sobie sytuację w której jakiś anonimowy psychol (którego nie da się namierzyć) grozi, że zgwałci ci dziecko (i robił to już innym dzieciom, co jest informacją pewną). I właśnie takie emocje towarzyszą strachowi przed śmiercią. Człowiek, który boi się śmierci, wie, że jest ona czymś nieprzyjemnym, wie, że jest ona nieunikniona, nie można cofnąć jej skutków i permanentnie odbierze możliwość tworzenia, niszczenia, odczuwania przyjemności i przeżywania cudownych chwil. Albo inny przykład wyobraź sobie, że jesteś jasnowidzem (twoje wizje sprawdzają się w 100%) i widzisz pożar swojego domu, bankructwo, czy jakieś inne nieszczęście. Nie wiesz kiedy się wydarzy, ale wiesz, że mu nie zapobiegniesz. Oczywiście taki Xyno (lub ktoś, kto nie wierzy w rzeczywistość) może powiedzieć, a może ten gwałt się dziecku spodoba i będzie chciało więcej? W sumie czemu dziewczyny boją się gwałtów, seks jest czymś fajnym. Przede wszystkim, większość łapie się na tym prostym błędzie logicznym - gdyby to była rzeczywista nicość, to nie mogliby jej odczuć! Otóż to, że nie da się na 100% wszystkiego sprawdzić nie znaczy, że nic nie jest rzeczywiste. Inaczej, nie ma rzeczy 100% pewnych zakładając rachunek prawdopodobieństwa i zdarzenia mało prawdopodobne (wygrana w lotka, trafienie piorunem tego samego człowieka kilka razy pod rząd, zdarzały się takie przypadki, a są cholernie mało prawdopodobne). Ale ludzie z natury akceptują teorie, które wydają im się najbardziej prawdopodobne (przy czym bycie prawdopodobnymi w ich umysłach nie musi iść w parze z rzeczywistością vide płaskość Ziemi). Do tego dochodzi, to tego dochodzi kwestia wiary i ogólnie jest to temat na tl;dr, ale postaram się streścić. Wyobraź sobie, że podchodzisz do dresa, który wygląda na agresywnego i mówisz mu "ruchałem twoją matkę, cholernie lubi blow joba z połykiem" i wrzucasz wiązankę w celu prowokacji. Na 100% nie możesz przewidzieć jego reakcji, ale najbardziej prawdopodobną reakcją będzie ostry wierdol (albo przynajmniej raz ci przyjebie). Ta reakcja będzie tak prawdopodobna, że przypiszesz jej np. 99% prawdopodobieństwa i na tej podstawie, podejmiesz decyzję, żeby tego nie robić. Nie musisz sprawdzać poprawności wszystkich teorii naukowych i innych, żeby móc oceniać ich zbieżność z rzeczywistością, po prostu te najbardziej realne przyjmujesz za pewnik, inne za teorie, a resztę za bullshit. Tak samo jest ze śmiercią. Ja uznaję, że po śmierci nic nie ma i ta teoria wydaje mi się najbardziej prawdopodobna. Po pierwsze nie wierzę w istnienie jakiejś duszy, czy innego bytu, który jest przywiązany do ciała i po śmierci się ulatnia. I skąd wiadomo, że ta dusza jest nieśmiertelna, jeśli istnieje? Może się utylizuje wraz z ciałem. I tutaj pojawia się ciekawe pytanie Madlocka o jaźń. Mi się wydaje, że jaźń jest ściśle związana z mózgiem (jest jego wytworem), a więc wraz ze śmiercią ciała (mózgu) człowiek jest martwy. I to nie tak, że ci co myślą, że po śmierci jest nicość się mylą, tylko tak, że ci co ich krytykują nie rozumieją pojęcia nicość. W nicości chodzi o zanik jaźni (świadomości, duszy czy jakkolwiek to nazwać). Po drugie, jeśli istnieją jakieś zaświaty, to mogą być w chuj chujowym miejscem (zwłaszcza, że zaprojektował je w chuj sadystyczny, wszechpotężny Bóg). W takim przypadku jeszcze bardziej nie chcę umierać, tu jest mi wystarczająco dobrze (dobrze to pojęcie względne i czysto subiektywne) by żyć wiecznie. Po trzecie dochodzi biologiczny, fizyczny aspekt śmierci. "Myślenie magiczne" nie sprawi, że ludzie nauczą się teleportacji, telekinezy i innych magicznych sztuczek. Ten świat ma swoje ograniczenia. Jednym z nich jest śmierć. To, że przestanie się wierzyć w istnienie śmierci nie uczyni człowieka nieśmiertelnym. Wpatrując się w szklankę cały dzień, nie przesuniesz jej wzrokiem nawet o 1cm. Niezależnie od tego jak głęboka jest wiara człowieka nie zmieni ona rzeczywistości. Rzeczywistość mogą zmienić tylko ludzie czyny, albo ona sama. To tak w wielkim skrócie, żeby nie robić jeszcze większego tl;dr. Na zakończenie jeszcze kwestia "nowej wersji ewolucjomzmu". Mnie nie obchodzi przekazywanie jakiś jebanych genów, mam na to całkowicie wyjebane. Jakbym chciał mieć dziecko to bym wolał adoptować, niż robić nowe. A mimo to mam silniejszy strach przed śmiercią, niż przeciętny człowiek. I wątpię, że sytuacja by się zmieniła, gdybym te geny przekazał, albo dokonał czegoś wielkiego. Ta koncepcja życia w sercach innych jest jak dla mnie idiotyczna. Bo w strachu przed śmiercią chodzi o przetrwanie. Nie wiem czy to tak trudno zrozumieć, ale życie (oczywiście moje własne) jest dla mnie tak cenne, że ja pierdolę, po prostu nie wyobrażam sobie z niego zrezygnować. Kiedy myślę o śmierci czuję się jak podatnik okradany przez jakiegoś komucha ze wszystkiego co mam. A na pytanie przypadkowych osób "czemu jesteś taki wkurwiony, to przecież tylko jakieś nędzne życie (własność)?" ciśnienie mi się podnosi. I jeśli ktoś mówi, że mu tak właściwie na życiu nie zależy ("śmierć to tylko kolejny etap w życiu", "śmierć to nic takiego" i tym podobne bzdury) to albo sam się okłamuje albo jest niekonsekwentny). Gdyby śmierć rzeczywiście nie była dla takich osób straszna, gdyby nie cenili życia bardziej od śmierci (rozumiem, że każdy ma inny poziom tego strachu) to by się po prostu zabili, żeby przyśpieszyć nieuniknione (, ale oni też chociaż w niewielkim stopniu boją się śmierci). #83 krasnys Guest Lancaster a co powiesz o tych samobójcach co skutecznie odbierają sobie zycie? #84 Artur Nowak Guest Ja się nie boje, ale nie chce (mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia) #85 #86 #87 Ronbill Guest W tym wszystkim najbardziej do dupy jest chyba to, że właśnie tak około 80, gdy chyba już uznam, że mam wreszcie wystarczające doświadczenie i wiedze żeby cieszyć sie życiem w pełni trzeba bedzie iść do piachu. Jeśli reinkarnacja istnieje chujowe jest w niej to, że wszystkiego sie uczysz non stop na nowo, zamiast zachować wiedzę. Nie balem się , że mnie nie było , nie istniałem , miliardy lat przed narodzinami ,wiec świadomość , że znowu mnie nie będzie nie spedza mi snu z oczu . Można odchodzić nagle i niespodziewanie , bezboleśnie i tego można życzyć sobie i każdemu obcemu . Można odchodzić dosłownie gnijąc za życia- ta perspektywa nie jest siebie i ludzi , ktorzy sie tego boją #88 To nie chodzi tylko o sam strach przed tym co nieznane, może bardziej żal o stratę Lubię mocną, świeżo paloną kawę, Lubię się uczyć i czytać. Lubię dobre kino, i gazyliard innych rzeczy. I to zniknie. A co w zamian? Nikt nie wie. Moderator #89 A jest się czego bać?? Śmierć jest czymś tak naturalnym i nierozłącznie przyspawanym do każdego tworu(!!) biologicznego, że jakikolwiek strach przed nią byłby czymś przerażająco irracjonalnym... Tradycyjny błąd naturalistyczny. Jakaś plaga libnetu. Ośmielę się stwierdzić, że wiara w to, że po śmierci nasza jaźń będzie doświadczała pustki, reinkarnacji czy też piekła, wynika z niezrozumienia, czym jest jaźń. Jeśli ja mam po śmierci odczuwać nicość albo wieczne cierpienia albo życie w nowym ciele, to w jakim sensie to wciąż będę ja? Co jest tym szczególnym wyznacznikiem, który pozwala nam stwierdzić "to jestem Ja, to jest Ktoś Inny"? Wiadomo, że nie odczuwa się nicości. Można natomiast odczuwać lęk na myśl o fakcie, że przestaniesz być i właśnie nawet tej pustki nie będziesz mógł odczuć. Nie boję się natomiast kompletnie niedołężności, bólu itp. Chciałbym nawet dotrwać do momentu, kiedy zacznę sobie życzyć śmierci. W tym momencie to jest dla mnie niewyobrażalne. Mam wrażenie, że nie istnieje taki dyskomfort, który mógłby we mnie wywołać myśli samobójcze / "eutanazyjne". To nie chodzi tylko o sam strach przed tym co nieznane, może bardziej żal o stratę Lubię mocną, świeżo paloną kawę, Lubię się uczyć i czytać. Lubię dobre kino, i gazyliard innych rzeczy. I to zniknie. A co w zamian? Nikt nie wie. Dokładnie. Ja czuję nie tyle strach, co smutek / nostalgię. #90 krasnys Guest Kiedyś ludzie umierali w domach byla przy nich rodzina i to bylo normalne . Teraz ze smierci zrobili ludzie coś wstydliwego albo choremu sie mówi ,ze wszystko bedzie dobrze, trzymaja wszyscy w tajemnicy to ,że nie ma szans żyć ,że nic więcej! #91 Teraz o śmierć obwinia się lekarzy, że nie potrafili wyleczyć, a śmierć to przecież coś naturalnego i potrzebnego, bez śmierci świat byłby nie do zniesienia, zaludniały, znudzony, DNa jest tylko nieśmiertelne, jak się ktoś stara o jego przedłużenie. Np niektóre gatunki żywe wymarły bezpowrotnie, może to też dopaść człowieka, wystarczy rozprzestrzenić ebolę, lub wystrzelć potężną bombę atomową. #92 #93 Ronbill Guest Lancaster a co powiesz o tych samobójcach co skutecznie odbierają sobie zycie? Ani to tchórzostwo ani odwaga. To przejaw największego egoizmu/Myśli tylko o bliskich często z wyrzutami sumienia, bowiem wielu ludzi obwinia się o samobójstwo kogoś bliskiego. #94 Samobójstwo, jeśli nie jest to zamach samobójczy (lub tym podobna akcja), tzn. śmierć za ideały, albo kiedy człowiek już jest w takim stanie, że fizycznie cierpi i nic z tym nie może zrobić (zdarzają się poważne nieuleczalne choroby) to działanie porównywalne do posiadania oryginału Mona Lisy i zamiast go sprzedać, podziwiać (lub zrobić coś racjonalnego) po prostu go spalić. Jak dla mnie to czysta głupota. #95 #96 no też mnie to zawsze dziwiło... ale co jeszcze dziwniejsze jak żadko ci z ta łopatą w ręku nie bronią sie używając tej łopaty... przecie kurwa można zadać konkretny cios... ale możliwe że ludzie są w szoku i popadają w apatie jakąś czy cos... #97 Ronbill Guest Też myśle ,że szok ich paraliżuje. #98 Największe zdziwienie budzi kolor ludzkiego tłuszczu. Rozcięta skóra ukazuje substancję intensywnie żółtą. Odmiennie (niż w wyobrażeniu) zachowuje się mózg przy pierwszym trzymaniu go w dłoniach. #99 Największe zdziwienie budzi kolor ludzkiego tłuszczu. czemu niby zdziwienie? jakiego koloru ma niby być tłuszcz? #100 [QUOTE, post: 135196, member: 4"]czemu niby zdziwienie? jakiego koloru ma niby być tłuszcz?[/QUOTE] Przed pierwszym jest się przekonanym, że biały. Fora Dyskusje różne Hyde-Park Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji związanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania treści wyświetlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk oglądalności czy efektywności publikowanych ma możliwość skonfigurowania ustawień cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwość wyłączenia cookies za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej.
Różnica między strachem, stresem i lękiem. Czasami różnica między strachem, stresem i lękiem jest bardzo trudna do zdefiniowania. Strach różni się od lęku tym, że odnosi się do realnego i chwilowego (w przeciwieństwie do wyobrażonego) niebezpieczeństwa. Stres z kolei może prowadzić do objawów fizycznych i psychicznych, w tym
Strach przed śmiercią na ogół przychodzi z wiekiem. Żegnając bliskich z rodziny lub znajomych, często dociera do nas, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Jednak reakcje na takie myśli są bardzo różne. Bywa, że lękprzed śmiercią wprowadza w nasze życie pewnego rodzaju ostrożność. Często jednak boimy się o życie osób nam bliskich, a nie nasze własne. Taka sytuacja jest o tyle trudniejsza, że rzadko kiedy możemy wpłynąć na sposób i jakość życia osób trzecich. spis treści 1. Istota lęku 2. Czy można przygotować się na śmierć współmałżonka? 3. Jak radzić sobie ze strachem przed śmiercią? 4. Jak wspierać umierającego partnera? rozwiń 1. Istota lęku Lęk jest normalnym składnikiem życia każdego człowieka. Jego wpływ na życie danej osoby zależy od wielu czynników. Ważną kwestią nie jest to, czy ktoś doświadcza lęku, czy nie, lecz w jakim stopniu i jak często to u niego występuje. Lęk może być zarówno destruktywny, jak i pomocny w działaniu człowieka. Przyczyną odczuwania lęku, zależnie od osoby, może być wszystko. Często wydaje nam się, że czyjś strach jest irracjonalny, bo odnosimy go do swoich procesów poznawczych. Są sytuacje, w których wydaje nam się, że dany człowiek nie powinien się czegoś bać i nie rozumiemy jego reakcji. W innym przypadku dajemy komuś pełne przyzwolenie, na odczuwanie strachu. W ocenie sytuacji lękowej, bardzo duże znaczenie mają przeżyte doświadczenia, jak i umiejętność realnego zagrożenia. Oglądając w domu film o pająkach, możemy stwierdzić, że się ich nie boimy. Zdanie jednak możemy zmienić, spędzając swój urlop w lesie pod namiotem. Tak więc wiele zależy od tego, w jakim stopniu czynnik wywołujący stres jest nam bliski. Wydawałoby się zatem, że w przypadku tematu śmierci, podobnie jak w przypadku strachu przed chorobą, wszyscy ludzie są w „strefie zagrożenia”. Każdy człowiek w jakimś stopniu zdaje sobie sprawę, że kiedyś umrze. Mimo to, nasze reakcje na ten problem są bardzo różne. Zobacz film: "Co wpływa na pewność siebie?" 2. Czy można przygotować się na śmierć współmałżonka? Śmierć bliskiej osoby to niezwykle dramatyczny moment. Jest przeżywany jako ogromna, potężna strata dla tego, który zostaje. Zwykle wcześniej mamy możliwość zauważyć jakieś symptomy, które wprowadzają w nas niepokój odnośnie życia naszego partnera. Tak się dzieje, w przypadku gdy nasz bliski przechodzi ciężką chorobę, lub jest już w zaawansowanym wieku. Teoretycznie w takim przypadku mamy czas na „przygotowanie się” do pożegnania z naszym bliskim. Według psychologów taka sytuacja, jest łatwiejsza niż wtedy, gdy śmierć kogoś bliskiego przychodzi w sposób niespodziewany i zaskakuje nas. Wśród czynników wywołujących stres, śmierć współmałżonka zajmuje pierwsze miejsce. To wyjątkowo ciężkie przeżycie, z którym trudno sobie poradzić. Może przerodzić się w depresję wymagającą pomocy specjalisty. Wiele zaawansowanych wiekiem małżeństw wprowadzają między sobą pewnego rodzaju „licytację” opowiadając sobie wzajemnie o tym, kto pierwszy umrze. Jest to pewnego rodzaju sposób na poradzenie sobie z niepokojem przed stratą współmałżonka. Dzięki temu łatwiej jest im wtedy mówić o własnej śmierci, bo tak naprawdę odczuwają niepokój przed tym, że zostaną sami. Wypierają informacje o możliwej rychłej śmierci bliskiej osoby. 3. Jak radzić sobie ze strachem przed śmiercią? Zwykle ze strachu przed śmiercią staramy się o niej nie myśleć. Natomiast wypieranie faktu, że śmierć istnieje może powodować jeszcze większe problemy. Jeżeli nie podchodzimy do śmierci w sposób świadomy, a zamiast tego zaprzeczamy jej istnieniu, to ta powodująca strach myśl nie znika, tylko wraca do nas w innej postaci, na przykład lęki, różnego rodzaju fobie, natrętne myśli czy koszmary senne. Zatem o śmierci trzeba myśleć. Można spróbować nadać jej filozoficzny, transcendentalny wymiar i w ten sposób niejako oswajać się z nią. Natomiast nie należy się nią zamartwiać. Pogodzenie się z tym, że w każdej chwili każdy z nas może odejść, daje możliwość życia chwilą obecną. To wspólne bycie tak należy traktować. Cieszyć się tym, co jest teraz. Im jesteśmy starsi, tym jesteśmy bliżej odejścia z tego świata. Jednak ciągłe, uporczywe rozmyślanie o nieuchronnym końcu jest zabieraniem sobie cennych chwil. W ten sposób niewiele zyskujemy. Wchodzimy w stany obniżonego nastroju. Zawczasu zaczynamy się żegnać z partnerem i z naszym życiem. W ten sposób nie dajemy sobie szansy na przeżywanie go do końca. 4. Jak wspierać umierającego partnera? Często zadajemy sobie pytanie, czy powinno się umierającemu mówić o tym, że wiemy o jego stanie. Są różne zdania na ten temat. Z jednej strony przyjmujemy, że dla dobra chorego, nie powinno się mówić o tym, jak ciężki czy wręcz beznadziejny jest jego stan. Wydaje się nam, że to jest zbyt przygnębiające dla umierającego. Z drugiej strony jednak świadome umieranie może być dla człowieka większą wartością, niż niespodziewana śmierć. Chory ma w tym wypadku czas, by pożegnać się ze swoim życiem i bliskimi. Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki. polecamy Artykuł zweryfikowany przez eksperta: Mgr Magdalena Boniuk Seksuolog, psycholog, terapeuta młodzieży, dorosłych i rodzin.
Warto dowiedzieć się, czym jest strach, a czym lęk, jak je rozróżnić oraz czy i jak z nimi walczyć. Strach jako emocja - przyczyny strachu. Strach jest jedną z emocji pierwotnych, pojawiających się najwcześniej u istot żywych, nie tylko ludzi! Strach odczuwamy my ale i wiele zwierząt, w tym psy, koty, gryzonie, a nawet drapieżniki!
Zapis czarnych skrzynek nie odkrył prawdy o katastrofie smoleńskiej, ale odsłonił inną, może ważniejszą, przejmującą prawdę o umieraniu. Wiele osób mogło poczuć silną konfuzję, czytając w zapisie rozmów poprzedzających katastrofę smoleńską słowa wykrzykiwane przez pilotów w chwili śmierci. Zaskoczeni i skrępowani, a może nawet zgorszeni mogli być zwłaszcza ci, którzy naiwnie uwierzyli pojawiającym się wcześniej sugestiom, jakoby z kokpitu dobywało się wzywanie osób świętych. Nie byli zdziwieni zapewne czytelnicy Melchiora Wańkowicza, który w relacjach i refleksjach spod Monte Cassino nie pozostawiał złudzeń co do tego, jaki okrzyk wydają na polu bitwy żołnierze trafieni śmiertelną kulą. Czy można się gorszyć, że człowiek zaskoczony przez śmierć, odsłaniającą mu nagle swoje przerażające oblicze, posyła jej soczyste przekleństwo? Nie ma wówczas czasu na wygłaszanie kunsztownych i wzniosłych fraz w stylu: „Dulce et decorum est pro patria mori” (Jak pięknie i słodko jest umierać za ojczyznę) komponowanych zresztą na ogół przez tych, którzy takiej rzekomej ostatecznej rozkoszy nie zaznali. Pilot płonącego i tracącego sterowność samolotu, który roztrzaskał się w 1987 roku w Lesie Kabackim, mając chwilę na ostatnie pożegnanie z kontrolerami lotu, uczynił to najprostszymi, rzeczowymi słowami: „Dobranoc! Do widzenia! Cześć! Giniemy!”. Słowa wygłaszane czy, częściej, wykrzykiwane w chwili śmierci mają jednak dojmującą wymowę nie tylko wtedy, kiedy oddają przerażenie i bezradność zaskoczonego nią człowieka, lecz także wówczas, gdy wyrażają jego myśli, które miał czas poukładać, towarzyszące umieraniu, na które miał czas się przygotować. Niektórzy własną śmierć wręcz przygotowują sami i obmyślają jako ceremoniał zaaranżowany w każdym szczególe, obejmujący także słowa, jakie wygłoszą do najbliższych lub potomnych przed oddaniem ostatniego tchnienia. Te niekiedy przechodzą do historii, a przynajmniej do legendy. Stara katolicka modlitwa nakazuje prosić Boga o uchronienie od nagłej i niespodziewanej śmierci, bowiem przychodząca z zaskoczenia nie daje czasu nie tylko na modlitwę, lecz także na odprawienie obrzędów, niegdyś zwanych bezceremonialnie ostatnim namaszczeniem, dziś określanych mniej definitywnie jako sakrament namaszczenia chorych. Choć w dawnych czasach ludzie umierali bardziej naturalnie i świadomie, zatem lepiej do ostatnich pożegnań przygotowani, to i wówczas nagła śmierć bywała przeznaczeniem wielu, zwłaszcza na licznych polach bitew. A że brali w nich udział jedynie twardzi mężczyźni, można przypuszczać, że głównym składnikiem bitewnego zgiełku były dosadne przekleństwa. Wierna inscenizacja bitwy pod Grunwaldem, która niebawem uczci 600. jej rocznicę, powinna więc obejmować okrzyki, które kłóciłyby się z obecnością dzieci i kobiet na widowni. Wolno się domyślać, że takie też słowa padają z ust sprawców i uczestników wypadków komunikacyjnych, w samochodach jednak nie instaluje się czarnych skrzynek, a zapisy tych wydobywanych ze szczątków samolotów nie są upubliczniane. W Polsce zrobiono wyjątek i przekonaliśmy się, co krzyczą umierający gwałtowną śmiercią. Wiele mogliby o tym powiedzieć ci, którzy przeżyli wypadki i katastrofy. Wątpliwe jednak, aby chcieli przyznać, jakie były ostatnie słowa kolegów, którzy nie przeżyli, a także ich własne przed utratą przytomności. Można by też sprawdzić nasuwające się przypuszczenie, że kobiety w sytuacjach ostatecznych częściej wykrzykują imiona boskie, tak jak umierająca w wyniku wypadku lady Diana: „My God, what’s happen?” (Mój Boże, co się stało?). Aby zmówić modlitwę lub krzyknąć coś bardziej wzniosłego, trzeba mieć więcej czasu albo być przygotowanym na zbliżającą się śmierć. Słynny okrzyk rzymskich gladiatorów: „Morituri te salutant” był raczej rutynowym pozdrowieniem i oddaniem hołdu imperatorowi niż deklaracją pogodzenia ze śmiercią i przywitania z nią – ta przecież nie była przesądzona nawet wobec pokonanego w pojedynku (cesarz mógł litościwie skierować kciuk w górę). Głośny wyrzut: „Et tu, Brute, contra me?!” skierowany przez umierającego Juliusza Cezara do jednego z dźgających go skrytobójców wyraża raczej zaskoczenie nielojalnością przyjaciela niż samą śmiercią. Kaligula w ostatnich słowach krzyczał do swoich zabójców wyzywająco, a może desperacko: „Wciąż żyję!”. Austriacki następca tronu Franciszek Ferdynand, umierając w Sarajewie po zamachu, który spowodował tak katastrofalne skutki, zapewniał: „To nic”. Śmierć zresztą w środowiskach władców dawniejszych i późniejszych musiała być niejako wkalkulowana w sprawowanie eksponowanej funkcji jako związane z nią ryzyko. Dlatego niektórzy mogli mieć zawczasu przygotowane frazy do wygłoszenia w ostatniej chwili kończącego się życia. Gdy Neron, samobójczo żegnając się ze światem, dzielił się z nim melancholijną refleksją: „Qualis artifex pereo!” (Jakiż artysta ginie!), zawierał w niej nie tylko nieskromną autoocenę, lecz także sugestię, że to ów świat więcej traci na jego odejściu niż on sam. Świata nie przekonał, a czy sam był przekonany – nie dowiemy się już nigdy. Artyści o niekwestionowanej pozycji, których każde dokonanie było za życia z uwagą śledzone, a przekaz wnikliwie analizowany, zapewne czuli presję, że w ostatniej chwili nie mogą powiedzieć nic banalnego. Lecz nawet gdy wygłaszali słowa pozornie proste, nabierały one głębszego znaczenia. Gdy Goethe przed śmiercią zawołał „Mehr Licht!” (Więcej światła!), fraza ta nieuchronnie nabrała metaforycznego sensu. Guy de Maupassant podobno krzyknął rozpaczliwie: „Ciemności, ach, ciemności!”. Beethoven miał zacytować słowa, którymi kończyły się rzymskie komedie: „Plaudite, amici, comoedia finita” (Klaszczcie, komedia skończona). Może najbardziej przejmujące pożegnanie stworzył Mozart, komponując podniosłe, wspaniałe „Requiem” na własny pogrzeb. George Harrison w ostatnich słowach skierował do otaczających go bliskich przesłanie zgodne z całą jego twórczością: „Kochajcie się!” (czyż nie przypomina się beatlesowskie „All We Need is Love”?). Napoleon, który miał na Wyspie św. Heleny mnóstwo czasu, aby przemyśleć mijające życie i nadchodzącą śmierć, gdy ta w końcu nadeszła, wspomniał to, co było mu najdroższe: „Francja, armia, Józefina”. Ale niekiedy wielcy umierający nie ulegają presji patosu chwili i pozwalają sobie na zaskakującą szczerość. Nie mogąc już mówić, ksiądz Tischner na łożu śmierci zdołał jeszcze napisać na kartce o swoim cierpieniu: „Nie uszlachetnia”. Agnieszka Osiecka była bardziej dosadna, opisując swój przedśmiertny stan słowami: „Do dupy”. Kto wie, czy nie jest to bardziej przejmujący i sugestywny wyraz przeżyć umierającego człowieka, więcej mówiący o ludzkim doświadczeniu śmierci niż kunsztowne frazy. Najwięcej o umieraniu powinni wiedzieć filozofowie – Seneka twierdził wręcz, że całe życie filozofa jest rozważaniem śmierci. On sam jednak, mimo że swą własną przemyślał i zaplanował, zadając ją sobie samemu, w ostatniej chwili życia nie miał do powiedzenia nic nadzwyczajnego. Podobnie inny umierający filozof, Sokrates, pouczający w ostatnich słowach rozpaczających uczniów, by nie zapomnieli złożyć stosownej ofiary bogowi Asklepiosowi. Hobbes wyzionął ducha, w którego istnienie nie wierzył, mówiąc o podróży w otchłań ciemności, a więc w pustkę, w nicość. Kant zamknął oczy wraz z krótkim westchnieniem: „Genug” (Dosyć). Hegel ponoć w ostatnich słowach żalił się, że był tylko jeden taki, co go zrozumiał. „Ale i on mnie nie zrozumiał” – dodał zrozpaczony. Natomiast Wittgenstein umierał najwyraźniej spełniony, skoro kierował do potomnych słowa: „Powiedzcie im, że miałem wspaniałe życie”. Może filozofowie wszystko, co mieli do powiedzenia o życiu i śmierci, wyrażają w traktatach, pismach i wykładach, więc nie muszą już w ostatnich słowach obwieszczać niczego doniosłego? Pewnie dlatego Karol Marks, aspirujący do miana wielkiego filozofa, wyganiał zebranych przy jego łożu śmierci i czekających na ostatnie słowa, by zanotować je dla potomności. Krzyczał, że wygłaszanie ostatnich słów jest dobre dla głupców, którzy nie powiedzieli dosyć za życia. A tego, czy refleksje filozofów o śmierci pokryły się z ich osobistym doświadczeniem umierania, nigdy się nie dowiemy. Śmierć jest doświadczeniem intymnym, nawet jeśli dotyczy osób publicznych, więc w dzisiejszych czasach szacunku dla prywatności nie jest tak upubliczniana jak w epokach walk gladiatorów, rzucania chrześcijan lwom, publicznych egzekucji skazańców czy umierania władców w otoczeniu tłumu dworzan. Czy więc nie naruszono tej intymności, upubliczniając stenogram z zapisu czarnych skrzynek feralnego samolotu lecącego do Smoleńska? Zrobiono to, jak wiadomo, w imię odsłonięcia pełnej prawdy o katastrofie. Prawdziwej jej przyczyny zapis z taśm jednoznacznie nie wskazał, ale odsłonił inną, może ważniejszą, a na pewno bardziej przejmującą prawdę o umieraniu. Najbardziej znane i szeroko śledzone umieranie ostatnich lat, będące udziałem Jana Pawła II, też miało niemal publiczny charakter, papież żegnał się ze światem i odchodził z niego dosłownie na jego oczach. Jego ostatnie słowa: „Pozwólcie mi odejść do domu Ojca” były wprawdzie skierowane do najbliższych opiekunów, ale stały się znane wszystkim i przemówiły bodaj do wszystkich. Być może jednak najbardziej znanymi i najdłużej pamiętanymi słowami wypowiedzianymi w ostatniej chwili życia pozostaną te przejmujące i wieloznaczne, które wzniósł Jezus konający na krzyżu: „Elli, Elli, lama sabachthani” (Panie, Panie, czemuś mnie opuścił). „Janusz A. Majcherek jest profesorem w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego”. Źródło: Newsweek_redakcja_zrodlo
Wiele osób jest przekonanych, że jeśli mocno w coś wierzy i pragnie, to uda się im to osiągnąć. Często nawet słyszymy popularne powiedzenie, że wiara czyni cuda. Okazuje się, że stan ludzkiego umysłu może również działać destrukcyjnie na organizm. Jak potwierdzają wieloletnie badania, strach przed śmiercią sam w sobie może prowadzić do zgonu. W ostatnich dekadach
Witam, od pewnego czasu częścią mojego życia stał się paraliżujący strach przed śmiercią, który ostatnio bardzo się nasilił. Bardzo się jej boję. Non stop myślę o tym co będzie po niej i to doprowadza mnie do szału. Chciałbym bardzo wierzyć, że po śmierci będzie szczęście, drugie życie, brak zmartwień, kochający Bóg, ale jakoś nie mogę do końca w to uwierzyć. Nawet wizja takiego życia po życiu nie pociesza mnie. W tym bezgranicznym szczęściu nie widzę tej radośći. Ciągle czytam na internecie różne informacje typu "czy po śmierci coś jest", "paniczny strach przed śmiercią" i naczytałem się wiele opinii. Bardzo często pojawia się wizja nicośći po śmierci. Doprowadziło mnie to do cholernego lęku. Ciągle próbuje sobie wyobrazić, że po smierci moze mnie po prostu nie być. Przypomniałem sobie swoją operację z wakacji. Pamietam jak leżalem na stole operacyjnym i podawali mi narkozę. Dosłownie za sekundę nastąpił przeskok do budzenia się, podczas gdy tak naprawde minęło kilka godzin. Wyobrazam sobie ze smierc to wlasnie taki stan bezswiadomosci. Wszystko co istniało we mnie nagle znika i nie ma nic. Miliardy lat to sekunda a mnie nie ma. Wydaje mi sie ze wszyscy jako ludzkosc jedziemy jakims samochodem szczelnie zamknietym bez hamulcow i kierownicy, a na koncu drogi jest przepasc i wszyscy ku temu dążymy. Mam wspaniałą dziewczynę i przeraża mnie to, że kiedyś po śmierci zostaniemy rozdzieleni na zawsze i nigdy nie będziemy mogli być już blisko. Wszystkie plany, romantyczne chwile, miłość, łzy to kiedyś umrze. Nie będzie nic. Nie będzie świadomośći. Czuję się strasznie samotny, w domu nie mam żadnego wsparcia i z nikim nie mogę porozmawiać. Nie czuję się związany emocjonalnie z matką, nigdy nie byłem. Nigdy nie mowilismy sobie kocham Cie itp. (ojciec nie żyje, z reszta rodziny brak kontaktu) Czuje sie uzalezniony emocjonalnie od mojej dziewczyny i wizja tego ze smierc to wszystko skonczy wywoluje u mnie cholerną panikę. Dzisiaj zmarła jej ciocia, a ja ciągle jestem podwójnie przez to sparaliżowany. Cały dzien mysle co sie z nia teraz dzieje, czy jej swiadomosc istnieje, czy moze jest u Boga, moze jej nie ma i jest jak podczas śpiączki - czyli nic. Jest to cholernie straszne. Najgorzej jest w godzinach 15-18. Codziennie płaczę jak bóbr, wręcz ryczę. Trzęsę się i mam wrażenie jakbym się miał zaraz to wszystko zatrzymać, ale nie da się. Każdy dzień to coraz bliżej do tej śmierci. Dodatkowo strach przed smiercia pojawil sie takze w SNACH! Nawet w nich jako ja potwornie sie tego obawiam. Boje sie ze nic juz nie bedzie i nigdy juz ze swoja dziewczyna sie nie zobaczymy i nasza swiadomosc przestanie istniec. Czesto moje serce bije mocniej, oddeh jest coraz głębszy, częstszy, zaczynam chodzić po mieszkaniu, czasem muszę z domu wyjść. Po fali rozpaczy i płaczu przychodzi pewne otumanienie i stłumiony strach siedzący we mnie w środku czekający na kolejny atak. To mnie wykańcza. Nie potrafię normalnie żyć, bardzo chciałbym wierzyć w 100% ze po smierci jest cudownie i kiedys zobacze sie z moja dziewczyna tam, ale nie potrafie. Dostaje do głowy (jak juz nie dostalem). Nic mnie nie cieszy kompletnie, czuje ze moje zycie ucieka, zbliza sie do smierci. Moje bardzo ambitne plany runęły. Nie dbam o swoje zdrowie, nie widzę w tym zadnego sensu. Nie potrafie. To co kiedys sprawialo mi radosc (planowanie wspolnego zycia z dziewczyna, sport, muzyka, nauka, planowanie kariery, gry komputerowe) zniknęło. Nic, kompletnie. Nie potrafię niczego zrobić. Wydaje mi się ze swiat to jakas iluzja, a kazdy smieje sie jak glupi do sera, szuka szczescia w zyciu. Przeciez i tak czeka nas smierc, ktorej sie tak panicznie boje (a raczej stanu mojego i dziewczyny po niej i rozłąki z nią). Ciągle wyobrazam sobie ze ludzie moga cierpiec przeze mnie np. moja matka (mimo iz nie mam z nia dobrych relacji). Jest osoba gleboko wierzaca w Boga, modli sie, wierzy w zycie pozaziemskie. A ja mam ochote podejsc do niej i wykrzyczec "PRZECIEŻ TO MOŻE BYĆ NIEPRAWDA! BARDZO MOŻLIWE, ŻE TAM NIE MA NIC, JEST BRAK ŚWIADOMOŚCI. DLACZEGO SIĘ POŚWIĘCASZ TEMU WSZYSTKIEMU?" Nachodzą mnie myśli, żeby np. całe swoje pieniądze jej oddać, bo inaczej będę winny. Nie wyobrażam sobie co będzie po śmierci kogokolwiek, kogo znam. Przede wszystkim smierci mojej dziewczyny, matki, siostry, swojej. Paralizuje mnie to cholernie. Boje sie ze sie rozstaniemy na zawsze a wszsytkie uczucia, milosc to kropla we wszechswiecie nic nie znaczaca, ktora zniknie po naszej smierci razem z nami i swiadomością. Jestem strasznie osamotniony. Ciagle wmawiam sobie, ze mam jakiego raka itp. Dodam, że mam DOPIERO 18 lat. W tym roku piszę maturę, a wiem że w takim stanie nic nie moge zrobić. Niegdys wzorowy uczeń, obecnie ledwie przeciętny. Byłem u psychiatry (ok. miesiac temu), gdy objawy były mniejsze niż teraz. Dostałem lek TRITTICO CR 75 MG. Lek w ogóle już nie działa (początkowo po tygodniu było lepiej, zmotywował mnie chociazby do nauki i poprawil nastroj, ale potem przestal dzialac). Konczy sie juz, wiec musze isc na nastepna wizyte. Bardzo prosze o jakies slowo wsparcia, jesli doszliscie do konca tej lektury. Nie mam już żadnych sił z tym walczyć, boje sie ze wyladuje w szpitalu. Czy moge z tego wyjsc? Czy jest mozliwe to w ogole? Nie mam juz zadnych nadziei. Czy jakies inne leki moga mi pomoc. Czy ktos mial podobnie jak ja i z tego wyszedl? Bardzo prosze o jakiekolwiek wsparcie
Trzeba się tylko modlić o dobrą śmierć. Jezeli chodzi o boga Jahwe,to on sobie wybiera: milony dzieci ciągle umierające z głodu,miliony nieuleczalnie
Strach przed śmiercią – co oznacza i co z nim robić? Strach przed śmiercią jest skomplikowanym zjawiskiem. Wiele osób, jeśli nawet nie większość z nas, w jakiś sposób boi się śmierci. Niektórzy boją się samej śmierci, inni boją się bolesnego aktu umierania albo tego, czy i co po śmierci na nas czeka. W wielu przypadkach jest to normalne – jeśli jednak strach jest tak silny i częsty, że wpływa na twoje codzienne życie, warto podjąć kroki w celu jego ograniczenia. Zapisz się na bezpłatną konsultację psychologiczną Rodzaje lęków przed śmiercią Istnieje wiele różnych powodów, dla których ktoś mógłby stwierdzić ogólnie, że „boi się śmierci”. Przyczyna jest tu o tyle ważna, że to konkretny aspekt lęku powinien być poddany leczeniu. Zupełnie inaczej będzie wyglądać pomoc osobie, która obawia się chorób śmiertelnych, a inaczej osobie, która nie chce zostawić rodziny bez opieki. Przyjrzyjmy się niektórym najpowszechniejszym rodzajom lęków przed śmiercią. Strach przed nieznanym Częścią ludzkiej natury jest chęć i dążenie do jak najlepszego poznania i zrozumienia otaczającego nas świata. Tego, co dzieje się po śmierci, nie można jednak jednoznacznie udowodnić, sprawdzić, ani wiedzieć na pewno, jak to jest umierać. Śmierć pozostaje ostateczną nieznaną. Jest to oczywiste, ponieważ nikt nie jest w stanie opowiedzieć nam, co naprawdę dzieje się po naszym ostatnim oddechu. Taki lęk przed śmiercią można porównać do lęku przed ciemnością – który często okazuje się nie lękiem przed samym brakiem światła, a obawą o to, co w tej ciemności może się kryć. Brak wiedzy o śmierci i umieraniu związany jest z jeszcze jedną sprawą – trudno się na coś takiego przygotować. Dotyczy to także nie tylko naszego żywota, ale i śmierci bliskich nam osób. Dlatego właśnie często pojawia się też lęk przed nagłą śmiercią. Śmierć, na przykład na skutek wypadku, jest o tyle trudniejsza do przyjęcia, że zdaje się niesprawiedliwa i niespodziewana. Strach przed utratą kontroli Podobnie jak naturalnie poszukujemy wiedzy, tak i dążymy do pozyskania i utrzymania kontroli nad naszym życiem. Jednak śmierć zdecydowanie wykracza poza nasze granice kontroli. Osoby, które boją się śmierci, z powodu ryzyka utraty kontroli, mogą próbować zapanować nad wszelkimi ryzykami, jakie mogą śmierć wywołać. W niektórych wypadkach może to przerodzić się nawet w nerwicę natręctw, a także hipochondrię i ekstremalne (nadmierne) dbanie o zdrowie. W ekstremalnych przypadkach mogą pojawić się także urojenia na tle zagrożeń wobec życia. Lęk przed bólem i chorobami Niektórzy ludzie z pozornym strachem przed śmiercią tak naprawdę nie boją się samej śmierci. Boją się natomiast okoliczności, które często otaczają akt umierania. Mogą bać się trudnego do wytrzymania bólu, wyniszczającej choroby, niesamodzielności, a nawet związanej z nią utraty godności. Ten strach jest powszechny u wielu zdrowych osób, ale można go także zauważyć u pacjentów cierpiących na śmiertelne choroby i osoby w podeszłym wieku. Obawa o byt rodziny Jeszcze innym rodzajem obaw jest strach o to, co spotkałoby ich rodziny po ich śmierci. Szczególnie dotyczy to osób, które pod swoją opieką mają inne osoby, na przykład małe dzieci. W niektórych przypadkach jest to bardzo uzasadniona obawa – zdarza się przecież, że jedna osoba jest „żywicielem” całej rodziny. Zdarza się także lęk u osób młodych i silnych o pozostawienie po sobie owdowiałego małżonka. Lęki związane z wiarą Strach wielu ludzi przed śmiercią jest związany z ich przekonaniami religijnymi. Niektórzy myślą, że wiedzą, co się stanie po śmierci, ale martwią się, że mogą się mylić. Inni natomiast wierzą, że droga do zbawienia jest bardzo wąska i obawiają się, że ich błędy mogą spowodować, że zostaną na wieczność potępieni. Jeśli strach przed śmiercią ma podłoże religijne, często pomocne jest poszukiwanie dodatkowej porady u własnego przywódcy religijnego, ale również zwrócenie się do profesjonalnego specjalisty zdrowia psychicznego. W tej kategorii zaobserwować możemy jeszcze inny aspekt – wiele osób uważa, że śmierć jest ostatecznym końcem i nie ma po niej nic więcej. Osoby takie mogą bać się po prostu „zniknięcia” i nie pozostawienia po sobie niczego. Mogą także obawiać się przedwczesnej śmierci i niewykorzystania jedynego czasu na życie, jaki mają. Więcej o stanach lękowych Lęk przed śmiercią u dzieci Strach dziecka przed śmiercią może być druzgocący dla rodzica, ale w rzeczywistości może być zdrową częścią normalnego rozwoju dziecka. Dzieciom na ogół brakuje mechanizmów obronnych, przekonań religijnych i zrozumienia śmierci, które pomagają osobom dorosłym sobie poradzić. Nie rozumieją też w pełni koncepcji czasu, co utrudnia im zaakceptowanie, że bliscy im ludzie kiedyś odejdą na zawsze. Czynniki te mogą prowadzić dzieci do mętnej, a czasem przerażającej koncepcji, co to znaczy być martwym. Szczególnie trudne może być dla dziecka pierwsze zetknięcie ze śmiercią – śmierć dziadków, czy nawet rodzinnego zwierzątka to dla młodej osoby lub małego dziecka duża i niezrozumiała zmiana. To, czy strach kwalifikuje się jako fobia, zależy od jego nasilenia i czasu trwania. Decyzja o takiej diagnozie leży w rękach specjalisty. Godzenie się ze śmiercią Śmierć czasem przychodzi niespodziewanie i zabiera osoby młode i zdrowe, generalnie każdy z nas zdaje sobie sprawę ze swojej śmiertelności. Możemy także spodziewać się, że ta śmierć nadejdzie w wieku podeszłym. Czy to oznacza, że osoby starsze są pogodzone z własnym końcem życia? Ciekawą teorię wysnuł Erik Erikson – psycholog rozwoju człowieka. Jego zdaniem każdy człowiek w procesie własnego rozwoju przechodzi przez różne fazy i tak zwane kryzysy rozwojowe. Kryzysy mogą zostać rozwiązane pozytywnie lub negatywie. Ostatnim takim kryzysem, nadchodzącym w wieku podeszłym jest konflikt „integralność kontra ego”. Według Eriksona integralność to taki stan, który osiąga osoba starsza, która podsumowując swoje dotychczasowe życie, widzi w nim sens – i się z nim godzi. Przeciwieństwem tego są osoby, które postrzegają swoje życie jako nieudane i stracone. Zgodnie z tą teorią na osoby, które osiągnęły stan integralności w wieku podeszłym, dużo mniejszy wpływ ma lęk przed śmiercią, ponieważ koniec życia jest widziany jako naturalna kolej rzeczy. Wszystko o nerwicy lękowej Jak poradzić sobie z lękiem przed śmiercią? Ogólnie rzecz biorąc, strach przed śmiercią nie jest jednoznacznym sygnałem jakiegokolwiek zaburzenia. Kiedy boimy się śmierci, często działamy ostrożniej i podejmujemy odpowiednie środki zabezpieczające, aby zminimalizować ryzyko. Efektem mogą być rozsądne działania, takie jak zapinanie pasów bezpieczeństwa lub korzystanie z kasków rowerowych. Zdrowy strach przed śmiercią może nam również przypominać, aby maksymalnie wykorzystać czas naszego życia i docenić wszystkie jego aspekty. Z drugiej strony strach przed śmiercią może czasem okazać się tak silny, że zakłóca całkowicie życie codzienne. Ten intensywny, często irracjonalny strach przed śmiercią, znany jako tanatofobia, może pochłonąć czyjeś myśli. Może nawet wpływać na najbardziej podstawowe decyzje, jakie podejmują, takie jak unikanie wychodzenia z domu, czy przesadne unikanie jakichkolwiek chorób i schorzeń. W takim wypadku należy podjąć kroki, aby taki lęk leczyć, by obawa przed śmiercią nie wyparła radości z życia. Co można zrobić, by oswoić lęk przed śmiercią? Uzyskanie pomocy specjalisty. Jeżeli lęk przed śmiercią jest tak silny i wszechogarniający, że utrudnia normalne codzienne funkcjonowanie, to jest to zdecydowanie sprawa, której przydałaby się konsultacja specjalisty zdrowia zrozumienia. Choć śmierci nie da się poznać za życia, to nie bez powodu od tysięcy lat filozofowie o niej rozprawiają. Tego typu przemyślenia, czy samo zapoznawanie się z myślami filozoficznymi może dać namiastkę „oswojenia” samej śmierci. Dobrze może się też tu sprawdzić zagłębienie się w religię osoby wierzącej, która często daje pewne wskazówki i ukojenie dotyczące umierania. Skupienie się na relacjach. Szczególnie kojące może być dbanie o relacje ze swoimi potomkami, aby uspokoić swoje myśli o ich zaradności oraz zauważyć jak wiele po nas pozostaje. Rodzina jest niejako „przedłużeniem” naszego życia i pamięci o nas. W obecnych czasach jest więcej niż kiedykolwiek możliwości pozostawienia trwałego dziedzictwa naszym dzieciom i wnukom. Możesz spróbować nagrywać filmy dla przyszłych członków swojej rodziny, albo założyć dziennik wypełniony własnymi przemyśleniami, które pozostaną w rodzinie na długi sprawy. Choć ta porada brzmi jak żegnanie się z życiem, to jest to rozsądna decyzja nawet u osób w kwiecie wieku. Poczucie, że po naszej śmierci rodzina będzie miała dostęp do wszystkich istotnych informacji może zadziałać bardzo kojąco. Odreagowanie humorem. W niektórych przypadkach do oswojenia śmierci dobrze sprawdza się podejście z humorem. Nie mówimy tu koniecznie o czarnym humorze i drastycznych wizjach, ale odebraniu koncepcji śmierci tak niepokojącego kształtu. Odnalezienie ukojenia w sztuce. Śmierć jest rzeczą tajemniczą i często oddanie się pracy twórczej pomaga na zdrowe wyrażenie swoich emocji i ukojenie lęku. Niejednokrotnie lęk przed śmiercią był inspiracją dla wielu malarzy, czy kompozytorów – dlaczego by niepójść w ich ślady? Podsumowanie Naturalne jest martwienie się o przyszłość naszą i przyszłość naszych bliskich. Jednak jeśli strach przed śmiercią utrzymuje się przez długi czas lub znacząco wpływa na jakość codziennego życia, warto porozmawiać na ten temat ze specjalistą. Istnieje wiele sposobów na przezwyciężenie lęku przed śmiercią. Specjalista do spraw zdrowia psychicznego będzie w stanie udzielić wskazówek i wsparcia podczas tego procesu. Jak możesz sobie pomóc Źródła Solecka G., (2011) Lęk tanatyczny, Pielęgniarstwo i Zdrowie Publiczne 2011, 1, 3, 251–257Jastrzębski J., (2001) Emocjonalne i religijne uwarunkowania lęku przed śmiercią u młodzieży akademickiej, Studia Psychologica nr 2, 83-102Żemojtel-Piotrowska M., Piotrowski J., (2009) Skala lęku i fascynacji śmiercią, Polskie Forum Psychologiczne, 2009, tom 14, numer 1, s. 90-109Langner T. S., (2002) Choices for Living: Coping with Fear of Dying, Nowy Jork: Kluwer AcademicFirth-Cozens J., Field D., (1991) Fear of death and strategies for coping with patient death among medical trainees, British Journal of Medical Psychology Volume 64, Issue 3 Polecane artykuły
bóle różne niezidentyfikowane bóle serca lęk strach i nerwica natręctw bóle w klatce piersiowej nerwica (serca inne) interpretacja wyników arytmia serca wysokie tętno (puls) duszność leki. Witam! Mam nerwicę, która pierwszy raz dopadła mnie w zeszłym roku, po tym, jak poczułam pieczenie w okolicy serca.
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2012-05-30 15:13:37 Klaudyna81 Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zawód: plastyk Zarejestrowany: 2012-05-30 Posty: 36 Wiek: 31 Temat: obsesyjny lęk przed śmiercią Wiem, że przede mną już ktoś tu o tym pisał. Przeczytałam, ale ja mam inny problem. Moje lęki związane ze śmiercią zaczęły się w wieku kilkunastu lat i nie były związane z żadnym wydarzeniem, nikt bliski mi nie umarł. Od tamtej pory miewam stany lękowe, napady panicznego strachu przed śmiercią i jej niuchronnością. Towarzyszą mi codziennie. Obecnie mam 30 lat. Często przed zaśnięciem nagle uświadamiam sobie, że kiedyś umrę i nie ma przed tym ucieczki. Zaczyna mi walić serce, czasem na chwilę tracę oddech. Próbowałam sobie jakoś pomóc. Byłam u psychologa, księdza, bioenergoterapeuty. Psycholog powiedział, że lęk przed śmiercią to lęk przed życiem. Ksiądz, że powinnam się więcej modlić i nie myśleć o głupotach. Bioenergoterapeuta stwierdził, ze pewnie w poprzednim życiu popełniłam samobójstwo. Żaden z tych "specjalistów" mi nie pomógł, a naprwdę ciężko z tym żyć. Czasem mam napady lęku kilka razy dziennie. Już nie wiem, co robić. Hmm........... 2 Odpowiedź przez Kaja74 2012-05-30 18:56:13 Kaja74 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-15 Posty: 1,054 Wiek: 36 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąNa Twoim miejscu poszłabym do psychiatry, bo jeśli ataki lęku miewasz kilka razy dziennie, to możesz wykończyć się jestem lekarzem, ale chorowałam na nerwicę dziś mi został lęk przed zaśnięciem, ale jako osoba, która cały czas musi wszystko (siebie) kontrolować, to jest to (chyba ?) zrozumiałe U mnie ataki lęku minęły same, bo nauczyłam się kilku technik radzenia sobie z nimi...Wiesz, że ataki paniki, mimo okropnych objawów somatycznych, najczęściej nie zagrażają naszemu życiu.. 3 Odpowiedź przez manda26 2012-05-31 17:27:59 manda26 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-05-16 Posty: 129 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąTylko psychiatra moze ci to co powiedzial ksiadz,to nic zawsze radza wszystko modlitwa bylby wtedy piekny...Czlowiek sie przyjdzie poradzić a on takie glupoty gada,eh...tak mnie to jakos sie na wizyte u psychiatry i nie samo nie przejdzie. 4 Odpowiedź przez missnowegojorku 2012-05-31 18:00:43 missnowegojorku Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-05-19 Posty: 5,674 Wiek: 49 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąA z porady psychologa korzystałaś jednorazowo czy chodzisz na terapię? 5 Odpowiedź przez Catwoman 2012-06-02 09:16:34 Catwoman 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-07 Posty: 17,475 Wiek: XXX Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąja miałam kiedyś identycznie....a totalny spokój odzyskałam w....Bogu:) Kiedy go poznałam, zaprosiłam do swojego życia, otrzymałam wielką nadzieję na coś zupełnie innego niż tutaj to przyziemne zycie:) I od tego momentu czy zyje czy umrę -jest mi wszystko jedno, lubie i jeden plan i drugi bo wiem, że to, że mój organizm przestanie pracować, nie znaczy ,że nie odzyskam mojego zycia: odzyskam i to o NIEBO lepsze niż to tutaj:) 6 Odpowiedź przez spirytysta 2012-06-02 20:12:15 spirytysta Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-06-02 Posty: 5 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Catwoman ma rację. Żeby zdobyć sobie spokój duszy, należy tego spokoju aktywnie poszukiwać, a nie uciekać i chować głowę w piasek. Śmierć jest naturalnym procesem biologicznym, którego nikt z nas nie uniknie, dlatego warto wziąć się w garść i spróbować zrozumieć jaki jest sens naszego życia i dlaczego musimy umierać. Warto wiedzieć, że na różne pytania egzystencjalne ludzie w rozmaity sposób odpowiadali na przestrzeni wieków - dobrym pomysłem jest np. poczytanie sobie czegoś z historii filozofii i doktryn religijnych, a następnie wyrobienie sobie dojrzałego, własnego zdania na te sprawy. Tak w ogóle bardzo polecam książki anthony'ego de mello, np. przebudzenie, śpiew ptaka "Narodzić się, umrzeć, odrodzić ponownie i wciąż się rozwijać - takie jest prawo" - Allan Kardec 7 Odpowiedź przez kms33 2012-06-03 03:46:47 kms33 Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-04-27 Posty: 112 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąA ja jak zasypiam myślę tylko a może już się nie obudzę. A jak się obudzę znowu ta męka co wczoraj. 8 Odpowiedź przez Marta_M 2012-06-03 11:02:56 Marta_M Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-05-07 Posty: 103 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią"Klaudyna81" -> powiedz, czy byłaś u psychologa jednorazowo czy chodzisz regularnie na jakąś terapię? Pozostałymi dwoma wytłumaczeniem, które uzyskałaś (ksiądz i bio.) się nie przejmuj. Pamiętaj, że śmierć jest naturalnym procesem. Myślę, że po prostu zbyt dużo o tym myślisz i sama zapędzasz się po trochu w taki kąt. Myśl o tym przesłania wszystko inne. Oczywiste jest, że człowiek wobec nieznanego zachowuje się jak się zachowuje Jeśli natomiast przeradza się to u Ciebie w strach, który wpływa na codzienne funkcjonowanie, to uważam, że powinnam spróbować jakieś dobrej terapii, jeśli do tej pory nie miałaś z nią do czynienia. 9 Odpowiedź przez Klaudyna81 2012-06-19 11:34:03 Klaudyna81 Wkręcam się coraz bardziej Nieaktywny Zawód: plastyk Zarejestrowany: 2012-05-30 Posty: 36 Wiek: 31 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią KObitki KOchane! Dzięki za odzew. Najgorsze to bycie samemu z problemem. Odpowiadając na pytania: tak, miałam serię spotkań z psychologiem. NIe powiem, było fajnie, ale nie pomogło. A co do pogłębienia wiary - należałam swego czasu do oazy i dwóch stowarzyszeń religijnych. Wszystko fajna sprawa, ale nie przynosi odpowiedzi na moje pytania. Owszem, przynosi doraźną ulgę, jak tabletka przeciwbólowa, ale nie zwalcza przyczyn. Zatem - poszukuję dalej. Jak coś Wam jeszcze przyjdzie do głowy, piszcie, bo już sama nie wiem, co robić. Hmm........... 10 Odpowiedź przez Wielokropek 2012-06-19 11:40:51 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,044 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Skoro tak bardzo boisz się śmierci, to zacznij tak żyć, byś odchodząc kiedyś z tego świata nie żałowała, że czegoś w swym życiu nie zrobiłaś. Innymi słowy, nie marnuj ani jednego dnia. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 11 Odpowiedź przez Catwoman 2012-06-19 13:32:28 Catwoman 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-07 Posty: 17,475 Wiek: XXX Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąno mnie na myśl przychodzi tylko rozwijanie życia duchowego- nigdzie nie napisałam że do tego potrzebny jest jakikolwiek kościół 12 Odpowiedź przez mada77 2012-06-21 13:41:03 mada77 Zbanowany Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-06-19 Posty: 291 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąRany,co za specjalisc?!Ksiedza i bioenergoterapeute wyslac w kosmos!Nie wiem,czy cie podbuduje,ale wyraze swoja ateistka i nie boje sie smierci,uwazam,ze to cos obawiam sie zycia-bo mialam je specjalisci,ktorzy sa w stanie Ci pomoc to psycholog i psychiatra-ale ich tez musisz przefiltrowac,i nie pozwalac sobie wmawiac obzdur o pomocy od jakiegos boga-ale tacy ,ktorzy sa twardo na uwierzyc w nauke,a nie para-nauke i 13 Odpowiedź przez didina 2012-06-21 19:35:35 didina Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-14 Posty: 207 Wiek: 31 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią mnie też często męczy temat śmierci... czasem leżę w łóżku i próbuję zasnąć.. a wtedy pojawiają się te myśli. O śmierci. O tym jaka jest nieuchronna i nie ma człowieka na tym świecie, na którego ona nie czeka. Jedni spotkają się z nią wcześniej, drudzy później.. ale jednak. Prawda jest taka, że na ziemi pojawiamy się tylko na chwilę.. bo czymże jest nawet i 100 lat w porównaniu do wieczności. Mnie przeraża, że od śmierci nie ma odwrotu. Nie można jej zakończyć, tak jak życia. A najgorsze, że nie wiadomo co jest po drugiej stronie.. Jako osoba wierząca, mam nadzieję, na lepsze życie po drugiej stronie Myślę, że każdy powinien w swoim życiu pamiętać o tym, że jesteśmy tutaj tylko na chwilę. Ludzie w dzisiejszych czasach o tym nie pamiętają, odrzucają myśli o śmierci- w ogóle o wszystkich sprawach niewygodnych.. liczy się tylko przyjemność i pieniądze. A przecież, jak to się mówi- trumna kieszeni nie ma. Nagi się rodzisz i nagi umierasz. Autorko- postaraj się jakoś ujarzmić te myśli. Wobec śmierci wszyscy jesteśmy bezsilni. Nie ważny jest status społeczny, stan konta, czy uroda. Każdy z nas umrze kiedyś i to.. chyba jest sprawiedliwe Babcia mojego meża, przed śmiercią mówiła, że jest już zmęczona życiem - miała 87 lat, przeżyła wojnę na robotach w Niemczech, całe życie ciężko pracowała. Myślę, że w jej przypadku śmierć była zasłużonym odpoczynkiem po trudach życia. Wierzę, że jest w Niebie i odpoczywa Może czaka na swoje wnuki? Kiedyś się co trzeba żyć Głupia stałość jest ulubieńcem ciasnych umysłów*Ralph Waldo Emerson 14 Odpowiedź przez MariaK 2012-06-23 22:31:11 MariaK Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-06-23 Posty: 5 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąJa chciałabym tylko polecić książkę "lęk" Antoniego Kępińskiego gdzie fajnie omówiona jest specyfika tego konkretnego leku. 15 Odpowiedź przez monia...L 2013-01-05 17:33:52 monia...L Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-01-05 Posty: 1 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąwitam ... czytajac wasze posty odrazu kamien spadl mi z serca ze nie tylko ja mam taki problem i ze nie zwariowalam ...nikomu nie mowie o moim leku przed smiercia bo sama jestem czesto przerazona i nie wiem dlaczego mnie to dopadło bo muslalam ze jestem osoba silna psychicznie jak widac jednak nie ... ostatnio zauwarzylam ze staje sie to uciazliwe i przeszkadza mi w zyciu codziennym a co gorsza w pracy kiedy zostaje sama zaczynam myslec ... boje sie obejrzec za siebie a najgorzej jest kiedy dowiem sie o czyjejs smierci samobojczej a mialam taki przypadek kilka dni temu kiedy powiesił sie moj kolega i teraz bedzie mnie meczyc mysl dlaczego tak jest co mnie czeka itp.... czy ratuje mnie przed tym tylko terapia i leki .... moze dodam jeszcze ze w rodzinie tez byly przypadki samobojstw z czego jeden wyszedł po leczeniu niestety druga osoba nie miala tyle szczescia i czy to moze tez ma wplyw na moje leki pozdrawaim 16 Odpowiedź przez Catwoman 2013-01-05 18:17:22 Catwoman 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-04-07 Posty: 17,475 Wiek: XXX Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Kochani,wszyscy zatroskani umieraniem - pocieszę, ze spotka to każdego z nas Ja również miałam jako nastolatka paniczny wręcz lęk przed śmiercią-pojęcia nie mam skąd to się wzięło, ale zasypiałam dopiero gdy słońce wschodziło. Trwało to chyba z 2-3 miesiące. Dopiero pewnego dnia moja babcia mnie uspokoiła. A co powiedziała? Zaczeła od innej strony; o tym, jak fajnie byłoby już odejść, spotkać się z Jezusem Ona naprawdę ufała, wierzyła i miała wizję Raju, którą mi szczegółowo opisała, oczywiście jej wyobrażenie. I tak się rozmarzyłam, że pomyślałam sobie, że nawet jeśli umrę, to nie jest koniec I ze z Jezusem czekają mnie same dobre rzeczy. Strach minął, moja wiara wzmocniła się jeszcze mocniej, ja żyję ale gdybym...... też będzie OK 17 Odpowiedź przez oddychanie 2013-12-01 10:02:31 oddychanie Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-12-01 Posty: 2 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąa probowalas gleboko spokojnie oddychac przez dluzsza chwile? mi to zawsze pomagalo i pomaga:)pozdrowienia 18 Odpowiedź przez marioosh666 2013-12-01 11:02:45 marioosh666 Zbanowany Nieaktywny Zawód: anti-LGBTQQICAPF2K+ activist Zarejestrowany: 2010-11-15 Posty: 3,556 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Catwoman napisał/a:Kochani,wszyscy zatroskani umieraniem - pocieszę, ze spotka to każdego z nas Nie, nie każdego. Ja nigdy nie umrę. Jak mi się ciało fizyczne znudzi to je opuszczę, a później znajdę sobie nowe Nobody Is Born Gay - GOD 19 Odpowiedź przez Adam12 2013-12-01 15:03:00 Adam12 Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-22 Posty: 1,578 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Psychiatra tu nie pomoże, psycholog też nie. Lęk przed śmiercią nie jest patologicznym zjawiskiem tylko zjawiskiem fizjologicznym!!!!!!!!!!! Tego się nie leczy, bo i po co leczyć zdrowego człowieka. Doświadczenie Catwomen jest w sumie dość częste. Tylko do tego trzeba właśnie modlitwy. Inna sprawa, że w współczesnym świecie oduczono nas "śmierci". 20 Odpowiedź przez Vian 2013-12-01 17:58:32 Vian 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-12-23 Posty: 6,969 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Adam12 napisał/a:Psychiatra tu nie pomoże, psycholog też nie. Lęk przed śmiercią nie jest patologicznym zjawiskiem tylko zjawiskiem fizjologicznym!!!!!!!!!!! Tego się nie leczy, bo i po co leczyć zdrowego zależy jak jest nasilony. O tanatofobii nie słyszałeś..? Oczywiście, że to się leczy. 21 Odpowiedź przez Adam12 2013-12-01 18:10:25 Ostatnio edytowany przez Adam12 (2013-12-01 18:12:21) Adam12 Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-11-22 Posty: 1,578 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią Vivan powiem Ci tak. Od czasów Freuda psychologowie mają tendencję do wymyślania różnych fobii, część z nich istnieje część nie. Przykład tanatofobii jest właśnie takim przykładem. Wiesz - nie wiem, może jesteś psychoterapeutą - z tego co widziałem to co napisze, pewnie nie mieści się w Twoich kategoriach etycznych - ale na prawdę jak można kogoś kasować 150 złotych za godzinę to da się nawet "naukowo" uzasadnić istnienie LatającoSpagetghiiPotworofobię.....czy opisy klinicznej tzw. tanatofobii mnie po prostu nie przekonują, a nie miałem przyjemności spotkać takiej osoby. Poza tym przyjmując istnienie tanatofobii można by ją bardzo prosto "leczyć" - nie znaczy, że gdyby się zetknął z rzeczywistym żywym tanatofobem to nie zmieniłbym Antoni Kępiński Lęk - stał nie w 10 a w 100;D 22 Odpowiedź przez HerShine 2013-12-02 07:25:04 Ostatnio edytowany przez HerShine (2013-12-02 07:27:17) HerShine Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2013-12-02 Posty: 6 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąWidocznie myśli kierujesz nie tak jak należy? Zawalcz o siebie o swoje myśli , poszukaj spokoju w dobrej szukaj tematów związanych z śmiercią tylko z życiem. 23 Odpowiedź przez Justa89 2015-03-14 17:38:02 Justa89 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-03-14 Posty: 2 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąI co już dobrze?bo ja zaczełam obsesyjnie bać się śmierci. 24 Odpowiedź przez Justa89 2015-03-14 17:41:34 Justa89 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-03-14 Posty: 2 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią HerShine napisał/a:Widocznie myśli kierujesz nie tak jak należy? Zawalcz o siebie o swoje myśli , poszukaj spokoju w dobrej szukaj tematów związanych z śmiercią tylko z jak tu się skupić?jak poszukać tematów związanych z życiem jak paraliżujący lęk nie daje się skupić. 25 Odpowiedź przez WiktoriaPol 2020-06-30 10:30:13 WiktoriaPol Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-06-30 Posty: 1 Odp: obsesyjny lęk przed śmierciąSmutne to bardzo;(. Wiesz co, czytałam świetną książkę o tym, jak walczyć ze strachem przed śmiercią, bo moja bliska osoba miała podobny problem. Ta książka bardzo nam pomogła, ale obecnie ciężko ją zdobyć na rynku. Jeśli się uda — to byłoby super. Nazywa się „Patrząc w słońce”. 26 Odpowiedź przez mama88 2020-07-11 17:03:16 mama88 Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2020-07-11 Posty: 5 Wiek: 32 Odp: obsesyjny lęk przed śmiercią intrygując problem, że tak to ujmę Porady parentingowe - [tu był nieregulaminowy link i został usunięty przez moderatora] Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Starość natomiast łączy się z myślą o śmierci i obawą przed nią. Badania jednak wskazują, że starsi ludzie przejawiają mniejszy lęk przed śmiercią niż osoby młodsze. Przyjęcie do wiadomości własnej śmiertelności jest ważnym elementem w procesie samopoznania. W psychologii wyróżnia się niejako dwa rodzaje śmierci:
Jeżeli czujesz Czaplo i czujecie ogólnie strach przed atakiem to niestety ale nerwica jest w was na całego Na tym strachu ona się właśnie opiera. Co do leczenia nerwicy to najważniejsze co to wziąć sprawy we własne ręce, czyli przyjąć jakby odpowiedzialność za wyzdrowienie na siebie. Bo ogólnie możemy wyliczać czy terapia powinna trwać rok, dwa czy 7 ale nie zmieni się nic dopóki to wyliczamy a tego nie robimy. Tak naprawdę ja też nie zgadzam się z założeniem, ze terapia to co najmniej dwa lata powinna trwać. Terapia będzie trwać tyle w ile sami będziemy potrafili rozpracować swoje lęki a dokładnie w ile będziemy potrafili przełamać strach przed atakiem paniki i innymi objawami. Tak samo jest z lekami, szczerze mówiąc nie rozumiem tego jak ktoś mówi, ze leków to na razie nie potrzeba brać bo sobie radzisz samemu. Co znaczy radzenie sobie samemu przy tym, ze trzęsiemy się na mysl przed atakiem? Czyli nie radzimy sobie. Ja też się zawsze oszukiwałem, mówiąc daję sobie radę bo jeden czy dwa dni były lepsze, bo jakiś czas nie było ataku, bo w pocie czoła wyszedłem tu i tam. Być może jest to radzeniem sobie w obliczu naszego zaburzenia, ale nie jest to zdrowienie, kiedy za kołnierzem czujemy zbliżający się atak i boimy sie go jak niczego na świecie. Czyli kiedy jest dobra pora na branie leków? Jak leżymy z rozdziawioną gębą? Nie jestem zwolennikiem psychotropów ale rada, że leki to ci nie potrzebne bo jakoś tam żyjesz to nie rada tylko "gwóźdź do trumny". Ogólnie ciężko jest mając nerwice się odnaleźć w tym całym leczeniu, bo najczęściej co się słyszy to to, ze pomóc sobie możesz samemu, albo trzeba przełamać strach itp. Do tego słyszy się o jakiś terapiach, których nazwy nam na początku nic nie mówią. Ale właśnie o to chodzi z tą odpowiedzialnością za swoje zdrowie psychiczne, zamiast poświęcać czas na hipochondryczne czytanki o rakach i innych chorobach można poczytać coś o terapii. Można poczytać o lekach antydepresyjnych, jak one działają, mozna poczytać czym się leczy nerwicę, Bo zostawianie wszystkiego psychologowi i psychiatrze i załamując ręce nie pomagamy sobie. Wiele osób czeka na wizyty u psychologa z nadzieją, że on coś powie, da jakąś radę, że nagle nerwica, ataki się skończą, niestety NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO. Jak będzie coś podobnego to zostanie to nagrodzone nagrodą Nobla Jest tyle ciekawych i coś dających książek o nerwicach o pokonywaniu lęków, nalezy je poczytać, nie mówić, ze jest się już tym zmęczonym, iść na fotel do psychologa w nadziei wyspiewać wszystkie te najgorsze objawy i czekać na cud chyba. Powiem wam prawdę, to nic wam nie da, niepotrzebnie wydane pieniądze. Terapia 2 lata? Nic bardziej mylnego, terapia poznawczo-behawioralna zakłada o wiele mniej sesji, no chyba, że będziemy chodzić raz co drugi miesiąc Oczywiście można i 7 lat chodzić na nią, kiedy zaczynając terapię mówimy, że nie będziemy przełamywać ataków bo się tego za bardzo boimy i niech psycholog wymyśli inna metodę Jasne, ze są terapię co zakładają więcej lat na poczatku, analiza itp. I jesli ktoś uważa albo czuję, ze jego problemy psychiczne wynikają z problemów z dziecinstwa, brakiem miłości, problematycznymi rodzicami itd to dobrze jest i na taką terapię chodzić. Ale i tak uważam, ze jeśli męczą nas ataki paniczne i okropne lęki należy najpierw wyćwiczyć przełamywanie strachu i lęku przed tym aby to po prostu przestało się pojawiać. Czy jest to w ogóle możliwe? Tak jest. Ja ataków paniki już nie dostaję, czasem jeszcze przychodzi poczatek jakby ataku ale panika już nie wzrasta, dzięki powolnemu bardziej przełamywaniu poczułem się w końcu bezpieczny w obliczu ataków paniki i objawów nerwicy. To jest tak jak posiadanie tego tranxene, daje on poczucie bezpieczeństwa i coś jest lepiej, mnie to bezpieczeństwo rozwineło się we mnie. Czy wyzdrowiałem z nerwicy i problemów psychicznych całkiem? Nie, nie wyzdrowiałem. Kiedyś żeśmy rozmawiali o tym co znaczy wyzdrowienie. Są osoby, które chorują na nerwice mają ataki i tak naprawdę wystarczy im podjąć leczenie, i przy pozytywnym skutku po prostu zdrowieją, nerwica ich już nie dotyczy ale sa też ludzie, którzy nerwice mają jakoby we krwi, innymi słowy mają spartaczoną osobowość, od zawsze byli "tchórzami" przed chorobami, jako dzieci patrzyli czy rodzice oddychają (to tylko przykład), obawiali się ciągle czegoś, chorób, śmierci w większym stopniu niż rówieśnicy (bo obawia to się każdy). U tych osób jest gorzej trochę bo nawet po podleczeniu nerwicy, zauwazają oni, ze te objawy, ataki to tylko taki uboczny efekt ich całościowego problemu, ze są po prostu inni , ze i tak ciągle się boją tego czy owego. Jak z tym się uporać? Tego nie wiem, bo sam nalezę do tego doborowego grona. Nie mam ataków paniki, nie boję się objawów jak kiedyś, nawet depersonalizacja się zmniejszyła bo już mnie tak nie przeraża ale ciągle jest jakieś ALE. Ciągle idąc gdzieś coś załatwić okrążam budynek 17 razy zanim wejdę i jąkam się w środku bo stoi obcy człowiek, trzęsie mi się głowa, ręce, pocę się, ciągle licze wyrazy w nazwach, i cała masa różnych dziwactw. Ale jednak i tak się ciesze, ze lęki takie 24 godzinne juz nie sa dla mnie straszne ani ataki paniki, bo bez tego moge się skupić na poprawianiu innych swoich pojebców Nawet gdy wydaje ci się, że jesteś z tego drugiego grona, nie trzeba od razu wykrzykiwac pod niebiosa "dlaczego JA" itp. Po prostu pogódź się z tym, że masz taki problem i staraj się to zmienić, staraniem się zawsze się coś osiągnie. I nie pisze tego bo jestem już taki mądry i beztroski Jak kiedyś pierwszy mój psycholog powiedział mi podobne słowa co napisałem wyżej, to sobie pomyślałem "ty stara głupia pizdo co ty wiesz o lękach" Teraz myślę, że w dużej części miała rację, szkoda tylko, ze zajeło mi to 5 lat ataków paniki i lęku 24 na dobę aby to troche zrozumieć. Nie piszę tego też aby pokazać co to ja wiem i jaki jestem och i ach, bo doskonale wiem co to lęk, tego już nigdy nie zapomnę, wiem, że jest to straszne i bardzo bym chciał przekazać wam wszystkim to uczucie wewnętrznego bezpieczeństwa. Ale nie da się tego zrobić, naprawdę nie ma słów takich aby powiedzieć coś i było już dobrze i nerwica znika. Trzeba to przeżyć samemu, choćby najlepszy psycholog tłumaczył i dawał rady a my tylko słuchamy nic to nam nie da. W jednej książce kiedyś przeczytałem : "czytanie i słuchanie o sposobach radzenia sobie z lękiem i atakami paniki, nic nie da, jeśli nie będziemy tego ćwiczyli na sobie" I taka jest prawda. Czytajcie, poszerzajcie swoje informację o terapii, porównujcie co i jaka terapia dla was może być lepsza, co mozecie wziąć dla siebie, przecież można to zrobić, czesto wiecej czasu tracicie na czytaniu o rakach, zawałach, niepotrzebnie. Tak samo jest z lekami, można poczytać jak bardzo tak naprawde one psują nas samych, bo wiele osób się martwi, ze psychotropy niszczą osobowość,z mieniają itp. ostatnio przeczytałem taki tekst "czy jak zjesz kawałek czekolady to poprawia się nastrój"? Popraiwa się, cukier rośnie itd. A czy to zmienia nas samych? tak naprawdę to samo dotyczy leków antydepresyjnych, którymi leczy się nerwicę, one mają za zadanie poprawiać nastrój, nie zmieniaja niczego w nas. Owszem bywają skutki uboczne, nie mówię, że nie. Brałem około 13 leków to trochę wiem o nich. Ale i tak uważam, ze leki to nie jest wcale ostateczne zło, chociaż przyznaję, że terapia jest lepsza ale tylko pod tym względem, że możemy sami przełamywać lęki. Jednak połączenie leków i terapii może przyczynić się do jeszcze szybszego wyzdrowienia. Mam czesto, aż za często ciągle takie chwile kiedy ogarnia mnie płacz i niemoc, kiedy miałem dzień kiedy znowu głowa mi się trzęsła bo miałem rozmowe o pracy z kims obcym, bo musiałem wejśc do sklepu z tłumem i rece mi się trzęsły, bo przede mną jeszcze miliony takich prób, i tal naprawdę każdy dzień to jest dla mnie walka o normalność, mam ochote wtedy jebnąc sobie w głowę, ale skoro chce się zabić to równie dobrze moge spróbować tego czego się boję. Czas nie być całkowitym tchórzem.
sNB7ED.